Żołnierze tej jednostki na trwałe wpisali się z historię polskich Wojsk Specjalnych. Współtworzyli GROM oraz Jednostkę Wojskową Komandosów. Choć 62. Kompanię Specjalną WP rozwiązano w 1994 r., to jednak od trzech dekad – zawsze w pierwszy weekend września – jej weterani spotykają się w Bolesławcu. Skąd ten fenomen? To efekt silnej tożsamości grupy oraz identyfikacji ludzi z oddziałem. Specjaliści odpowiedzialni obecnie za budowę zespołów – zarówno w służbach mundurowych jak i w cywilnych korporacjach – powinni pojechać do Bolesławca by podpatrzyć, na czym polega integrowanie ludzi wokół wspólnej idei.
W 62. Kompanii służbę wojskową rozpoczynał gen. dyw. dr. inż. Sławomir Drumowicz – dowódca Komponentu Wojsk Specjalnych. Służył tam także st. chor. szt. Grzegorz Wyrwał – twórca symboliki Wojsk Specjalnych [Przeczytaj więcej na ten temat] czy legendarny st. sierż. Jan Kusek – wychowawca kilku pokoleń żołnierzy, w 1982 r. (w czasie stanu wojennego) wyrzucony z wojska za działalność w podziemnej „Solidarności” [Przeczytaj więcej na ten temat].
Jednym z tych, którzy mieli największy wpływ na silną integrację bolesławieckich specjalsów jest ppłk Andrzej Żdan – współtwórca kompanii, jej najsłynniejszy dowódca, jeden z najbardziej charyzmatycznych dowódców w historii polskich specjednostek. Nie jest zbyt znany poza środowiskiem specsił, ale to na jego przykładzie młodzi ludzie – nie tylko w mundurach – mogą się uczyć, jak zdobyć i przez dekady utrzymać szacunek podwładnych.
Andrzej Żdan. Kto to?
Podporucznikowskie gwiazdki dostał w 1965 r. Trafił do 1. Batalionu Szturmowego w Dziwnowie, gdzie został dowódcą grupy specjalnej. Dwa lata później, w 1967 r. wraz z kilkoma innymi żołnierzami z Dziwnowa znalazł się w Bolesławcu. W 1972 r. – jako porucznik – objął dowodzenie kompanią. Na tym stanowisku służył do 1983 r. Gdy po latach, zakładano Stowarzyszenie Byłych Żołnierzy 62. KSpec. był jedynym kandydatem na stanowisko prezesa. Jest nim do dziś.
Z anegdot na temat ppłk. Żdana można napisać powieść o siłach specjalnych jakich już nie ma. Kiedyś, w czasie ćwiczeń w terenie odległym o kilkaset kilometrów od Bolesławca zobaczył pięknego konia. Był miłośnikiem tych zwierząt, więc chciał go kupić. Ponieważ nie miał możliwości przewiezienia zwierzęcia doszedł do wniosku, że ten dystans po prostu przemaszeruje ze zwierzęciem. (W takich długodystansowych marszach specjalizowali się ówcześni komandosi). Po namyśle stwierdził jednak, że on by dał radę. Ale koń nie przyzwyczajony do długich tras nie wytrzyma…
Gdy w jednostce pojawił się problem nadmiernej liczby zwolnień lekarskich, rozkazał urządzić w koszarach szpitalik. Tam kierował wszystkich posiadaczy L-4. Ogłosił, że całodobowa opieka medyczna pozwoli szybciej odtworzyć zdolności bojowe. Okazało się, że miał rację. Liczba chorych drastycznie spadła.
Co więcej, ambitni młodzi żołnierze chcący służyć w kompanii często ukrywali kontuzje (do których bardzo często dochodziło w czasie zajęć). Obawiali się, że dla dowódcy będzie to dowód na „słaby materiał ludzki nie nadający się do Bolesławca”. To zaś oznaczało przeniesienie do służby w innej jednostce.
Zasady dowodzenia. Jakie były?
Atmosferę służby najlepiej oddaje przyśpiewka „Oj dana, dana, służba u Żdana jest prze…”.
Oczywiście dla tych, którzy w 62. Kompanii nie wytrzymali morderczego szkolenia, był przykładem tyrana. Jednak takiej teorii zaprzeczy systematycznie rosnąca grupa byłych żołnierzy oddziału, którzy co roku w pierwszy weekend września pojawiają się na spotkaniu weteranów.
Czego dzisiejsi dowódcy i menedżerowie mogą uczyć się od ppłk. Żdana? Że w długiej perspektywie szacunek u podwładnych znajdzie ten, kto stosuje zasadę „za mną”, a nie „naprzód”. Czasy mamy takie, że wielu ludzi wraz z objęciem stanowiska, błyskawicznie przypisuje sobie zasługi podwładnych, na ich plecach budując karierę.
Andrzej Żdan hołdował natomiast zasadzie, że jeśli chce się być autentycznym liderem, trzeba się z podwładnymi wspólnie pomęczyć i udowodnić, że wszystkie wydawane polecenia potrafi się samemu wykonać. Dlatego od siebie wymagał takiego samego wyszkolenia i kondycji, jakich oczekiwał od podwładnych. Tego samego uczył dowódców niższego szczebla. Np. każdy młody podporucznik trafiający do Bolesławca już pierwszego dnia służby musiał pokonać specjalistyczny tor przeszkód, na którym codziennie ćwiczyli żołnierze służby zasadniczej. W jednostkach regularnych takie potraktowanie oficera było nie do pomyślenia.
Jednym z ważnych elementów integrujących zespół były wspólne imprezy, na których świętowano awanse służbowe oraz wydarzenia prywatne, takie jak śluby, narodziny dziecka, imieniny. W czasie takich spotkań nie brakowało alkoholu (Jak wynika z moich badań socjologicznych, wspólne biesiadowania i spożywanie alkoholu ma bardzo pozytywny wpływ na integrację, a co za tym idzie na silną tożsamość zespołu. Przeczytaj więcej o wynikach badań). Andrzej Żdan stawiał na rozsądek przy piciu. Nie zabraniał, ani nawet go nie ograniczał. Każdy uczestnik spotkania wiedział jednak, że poranek po imprezie rozpocznie się od solidnej, wspólnej zaprawy fizycznej. To najlepiej uczyło wyrabiania w sobie właściwych nawyków.
System jednostek specjalnych LWP. Jak wyglądał?
W poprzednim systemie, w czasie wojny Układu Warszawskiego z NATO mieliśmy wystawić „front polski”. Z planów wynikało, że będzie się składał z dwóch armii pierwszego rzutu (zbudowanych na bazie dywizji Pomorskiego oraz Śląskiego Okręgu Wojskowego). Armię rezerwową przygotowywał zaś Warszawski Okręg Wojskowy. Do tej koncepcji dostosowano strukturę jednostek specjalnych. Oddziałem działającym na rzecz całego frontu był 1. Batalion Szturmowy. Poszczególne armie miały „armijne” kompanie specjalne, natomiast każda dywizja posiadała „dywizyjną” kompanię specjalną.
Jednostki armii: 62. Kompania Specjalna z Bolesławca [Przeczytaj książkę o 62. Kompanii Specjalnej], 56. KSpec z Bydgoszczy (z czasem przeniesiona do Szczecina) oraz 48 KSpec. z Krakowa powstały w 1967 r. Miały takie same struktury, wyposażenie i uzbrojenie, przeznaczenie i zakres działań. Podobnie się szkoliły. Inne było tylko ich przyporządkowanie i planowany obszar działania. Średni czas działania grupy specjalnej po przerzuceniu na obszar przeciwnika szacowano na 3-5 dób.
Spotkania weteranów sił specjalnych. Gdzie warto pojechać?
Przełom sierpnia i września to okres najsłynniejszych spotkań weteranów polskich sił specjalnych. W ostatni weekend sierpnia w Dziwnowie na wyspie Wolin odbywa się Festyn Komandosa [Przeczytaj więcej na ten temat]. Natomiast w pierwszy weekend września specjalsi zapraszają do Bolesławca. Część programu obu imprez jest ogólnie dostępna i służy promocji historii i teraźniejszości Wojsk Specjalnych. Miłośnicy munduru powinni więc wpisać te wydarzenia do swoich kalendarzy.