Starszy sierżant Jan Kusek z elitarnej 62 Kompanii Specjalnej był jednym z tych żołnierzy Wojska Polskiego, którzy aktywnie przeciwstawili się wprowadzeniu stanu wojennego. W 1982 r. dyscyplinarnie wyrzucał go z wojska, a w 1990 r. wręczał akt rehabilitacji, ten sam oficer. Tyle, że w ciągu tych kilku lat Kusek był represjonowany, a oficer awansował o dwa stopnie.
W 1974 r. Jan Kusek na ochotnika poszedł do wojska. Od trzech lat działał w słynnym harcerskim stowarzyszeniu „Trawers”, był skoczkiem spadochronowym. Dlatego dostał przydział do 62 Kompanii Specjalnej w Bolesławcu, gdzie został radiotelegrafistą. Służba nie była lekka, ale Kusek ją sobie chwalił.
Tworzył niepodległościowe harcerstwo
Gdy w 1980 r. powstała „Solidarność”, działacze „Trawersu” – łącznie z Kuskiem, który przez cały czas działał w tym stowarzyszeniu – zaangażowali się w odbudowę niepodległościowego harcerstwa. Kiedyś wracał z jednostki w mundurze i z bronią. Zaszedł do komendy hufca ZHP w Złotoryi, a tam zapytali po co zabrał broń?
– Jak to po co? Będę strzelał do komunistów – odpowiedział żartobliwie.
– A ręka ci nie zadrży? – zainteresowała się znajoma druhna.
– Jak zadrży, to oni się będą dłużej męczyć – wyjaśnił.
Z domu z Złotoryi dojeżdżał do jednostki w Bolesławcu autobusem wożącym górników do pracy. Po wprowadzeniu stanu wojennego górnicy dosyć nerwowo reagowali na wojskowy mundur. – Nie raz bym dostał po pysku. Ale pod kołnierzem nosiłem wpięty znaczek „Solidarności”. Jak słyszałem przekleństwa, odchylałem klapę i mrugałem do górników. Dawałem znak, że jesteśmy po tej samej stronie barykady. Miałem nadzieję, że mnie nie obiją – śmieje się.
Łącznościowiec podsłuchiwał milicjantów
Po wprowadzeniu stanu wojennego ludzie z „Trawersu” prowadzili „małą dywersję”. Którejś nocy na komitecie powiatowym PZPR ktoś zmienił czerwoną flagę na kalesony. Ktoś wrzucił gaz łzawiący do budynku. Ktoś odpiłował tablice z napisami w stylu „Socjalizm jedyną słuszną drogą”. Jako doświadczony łącznościowiec sierż. Kusek zmontował sprzęt, dzięki któremu „Trawersiarze” prowadzili nasłuch radiostacji działających na częstotliwościach milicyjnych.
Według sierżanta w podziemną działalność w Złotoryi angażowało się kilkudziesięciu ludzi, przeważnie harcerzy. Oczywiście w małym miasteczku podobna konspiracja nie miała szans większego powodzenia.
W domu Kusków i w siedzibie „Trawersu” przeprowadzono kilka rewizji. Prokurator wyjaśniał, że to „w celu znalezienia przedmiotów mogących stanowić dowód w sprawie, a w szczególności mienia wojskowego, materiałów propagandowych zabronionych dekretem o stanie wojennym z 13 grudnia 1981 r. Z materiałów postępowania wyjaśniającego prowadzonego przez Delegaturę WSW w Bolesławcu wynika bowiem, iż Jan Kusek może posiadać mienie wojskowe nielegalnie, jak i materiały propagandowe świadczące o nielegalnej działalności wrogiej dla ustroju PRL”.
Ostrzeżenie od oficera politycznego
W 1982 r. kilka razy był zatrzymywany. Dostał sygnał od jednego z oficerów sekcji politycznej kompanii, że węszy wokół niego kontrwywiad wojskowy. – Mieszkanie miałem wysprzątane, więc nie mogli w nim znaleźć żadnych obciążających materiałów. W czasie jednego z przeszukań zabrali szkolny zeszyt formatu A-4. Potraktowali go jako książkę szyfrową do porozumiewania się między komórkami podziemnej „Solidarności”. Faktycznie był to zeszyt mojej żony z wzorami haftu krzyżykowego. W połowie 1982 r. próbowano mi postawić zarzuty z dekretu o stanie wojennym. Poszedłbym na kilka lat do więzienia. Ale wojsko miało duży problem. Bezpartyjny żołnierz zawodowy elitarnej jednostki działający przeciw ludowemu państwu – to propagandowo wyglądałoby bardzo źle. Dupę uratowało mi to, że w czasie kwalifikacji do służby zasadniczej ktoś niezbyt dokładnie sprawdził moje pochodzenie i poglądy rodziny. Skończyło się „tylko” dyscyplinarnym wyrzuceniem z wojska i degradacją. Ale gdy meldowałem się do raportu, w sztabie Śląskiego Okręgu Wojskowego, usłyszałem, że mnie i moją żonę czekają długie lata więzienia – wspomina starszy sierżant.
Przesłuchujący Kuska oficerowie kontrwywiadu odebrali mu książeczkę wojskową. – Żona miała przydział na mieszkanie w Domu Nauczyciela w Złotoryi. Oczywiście wykreślono nas z listy. Po dwóch latach, gdy zmieniałem mieszkanie, nie mogłem się przemeldować, bo do tego była potrzebna książeczka wojskowa – opowiada. Poszedł więc do komendy uzupełnień w Złotoryi, a tam usłyszał, że „w ludowej Ojczyźnie tacy jak on nie mają prawa do żadnych dokumentów”.
Najpierw wyrzucił, potem zrehabilitował
Akt rehabilitacji Jana Kuska. Sierżantowi wręczał go ten sam oficer, który w czasie stanu wojennego wyrzucał Kuska z wojska. Tyle tylko, że oficer w międzyczasie awansował o dwa stopnie.
Dostał zakaz zatrudnienia w jednostkach gospodarki uspołecznionej. Bez książeczki wojskowej nie mógł załatwić mnóstwa spraw w urzędach. Represje były więc uciążliwe. Jednak sierżant i tak mówi o szczęściu. Względne bezpieczeństwo gwarantowało mu radio „Wolna Europa”, które informowało o podoficerze z elitarnej jednostki wojskowej, zdegradowanym i wyrzuconym za wrogą działalność wobec ustroju.
Mając dwójkę malutkich dzieci, utrzymywany przez żonę, dwa lata był bezrobotny. Pomógł mu żołnierz z 1 Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego, ppor. Stefan Karabczyński. Przysyłał Kuskom paczki, a w końcu załatwił pracę. Sierżant cały czas działał w „Trawersie”. – Byłem „wrogiem kraju”, a szkoliłem kandydatów na żołnierzy, którzy trafiali do najlepszych jednostek ludowej armii. Uczyłem ich nie tylko skakać ze spadochronem, wpajałem też wartości. Wychowanków mam w wielu jednostkach.
Doczekał Okrągłego Stołu. W 1989 r. zaangażował się w wybory, został przewodniczącym Rady Miasta. Kilka miesięcy później wezwano go do komendy uzupełnień w Legnicy. Historia zatoczyła krąg. 15 września 1990 r. adm. Piotr Kołodziejczyk, ówczesny minister obrony narodowej podpisał rehabilitację Jana Kuska. – Akt rehabilitacji, mianowanie na stary stopień oraz goździka wręczał mi ten sam oficer, który kilka lat wcześniej wrzeszczał, że jestem wrogiem ludu! Tylko na pagonach miał o dwa stopnie więcej – wspomina sierż. Kusek.
Nie zwalnia z aktywnością
Jan Kusek ciągle jest aktywny. W ramach „Trawersu” oraz Stowarzyszenia Byłych Żołnierzy 62 Kompanii Specjalnej szkoli młodych ludzi chcących służyć w wojsku. Wspólnie z grupą podobnych zapaleńców stworzył Bazę Lotniczą „Baryt”, a w niej – jedyną w Polsce – lotniczą Jednostkę Poszukiwawczo-Ratowniczą, działającą w ramach Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Ludziom związanym z Wojskami Specjalnymi nie trzeba go przedstawiać. Ale warto przypomnieć historię ze stanu wojennego, bo Janek – człowiek niezwykle skromny – się nią nie chwali.