Było wzorcowo: cisza aż do konferencji prasowej, na której premier i minister spraw zagranicznych ogłosili, że marynarze porwani ze statku „Szafir” są wolni. Tym razem, na szczęście, udało się uniknąć medialnej wrzawy wokół dramatycznych wydarzeń, do jakich doszło 27 listopada u brzegów Nigerii.


Moment porwania pewno wyglądał jak sceny ze świetnego filmu „Kapitan Phillips”, opowiadającego o uprowadzeniu przez somalijskich piratów kapitana amerykańskiego frachtowca. Warto tę produkcję zobaczyć. Pokazuje taktykę działania zarówno porywaczy jak i marynarzy jednostek handlowych pływających po niebezpiecznych rejonach Afryki. Przyjemnie też patrzy się na działania sił specjalnych.

szafir2

MS „Szafir”. Źródło: EuroAfrica

Na „Szafirze”, podobnie jak w „Kapitanie Philipsie”, jedenastu marynarzy zabarykadowało się w jednym z pomieszczeń i przeczekało, aż napastnicy opuszczą jednostkę. Porywacze uprowadzili czterech oficerów i jednego marynarza. W efekcie negocjacji armator najprawdopodobniej zapłacił okup. W tamtym rejonie porywa się marynarzy w celach zarobkowych, a firmy żeglugowe mają to wkalkulowane w koszty ubezpieczenia.

Jednak tylko osoby niezbyt zorientowane lub małolaty okupujące fora internetowe mogły wypisywać komentarze (a takich zaraz po konferencji prasowej w Kancelarii Premiera nie brakowało), że w tym sukcesie nie ma w tym żadnej zasługi rządu, a szczególnie Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Warto zwrócić uwagę na słowa ministra Witolda Waszczykowskiego o wzmocnieniu dyplomatycznym i konsularnym polskiej placówki w stolicy Nigerii. Takiego przekazu nie słyszałem, gdy przed kilku laty MSZ informował o porwaniu geologa Piotra Stańczaka w Pakistanie.

Szafir1

Schemat MS „Szafir”. Źródło: EuroAfrica

Przy historii ludzi z „Szafira” wszystko zagrało dobrze. Nawet dziennikarze spisali się właściwie. Nie zauważyłem bowiem, typowych w podobnych sytuacjach, medialnych dyskusji kto i jak mógłby odbijać porwanych? Festiwal takich wypowiedzi mieliśmy np. przy okazji uprowadzenia w kwietniu 2014 r. polskiego oficera, który przebywał na Ukrainie w ramach misji OBWE.

Niestety, nachodzi mnie też smutna refleksja. Milczenie nie wynikało z dojrzałości mediów, a tylko z tego, że dziennikarze skupili się na politycznej wojence toczonej na krajowym podwórku.