Jest instruktorem strzelectwa, doświadczonym skoczkiem spadochronowym, ratownikiem pola walki, ekspertem od technik przetrwania, pasjonuje się biegami ekstremalnymi. Choć częściej chodzi w mundurze, niż w sutannie, to żołnierzy ujmuje dbałością o tradycje i patriotyzm, skromnością, a przede wszystkim – pobożnością. Poznajcie księdza ppłk. Przemysława Tura – kapelana Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu.
Siedzimy w zakrystii kościoła garnizonowego pod wezwaniem bł. Piotra Jerzego Frassatiego w Lublińcu. To dawny wojskowy magazyn, który w 1995 r. został przebudowany na kościół. Znajduje się tuż za główną bramą wjazdową do Jednostki Wojskowej Komandosów. Przemysław Tur jest tu proboszczem od czerwca 2019 r.
Drzwi szafy na stroje liturgiczne pokryła grafika przedstawiająca żołnierza JWK i symbolikę jednostki. Pomieszczenie jest niewielkie, więc łatwo zauważyć, że na parapecie okna leży nowoczesny celownik kolimatorowy.
– Wszyscy wiedzą, że Przemek to ksiądz z powołania. Zajmuje się chrztami, komuniami, ślubami oraz doradztwem w temacie broni. Jak trzeba było poprowadzić zajęcia ze szkolenie ogniowego, to bez mrugnięcia okiem powierzałem mu takie zadanie – przekonuje „Łukasz”, uczestnik misji na Bałkanach, w Iraku i Afganistanie, który przez kilkanaście lat służył w Lublińcu.
Ks. Przemysław Tur. Co o nim mówią w Lublińcu?
– Błyskawicznie zdobył zaufanie społeczności wojskowej garnizonu Lubliniec. Doskonale łączy misje duszpasterską ze służbą wojskową. Cieszy się niekwestionowanym autorytetem nieformalnym żołnierzy. Angażuje się w działalność szkoleniową jednostki, pomaga żołnierzom w czasie ich najtrudniejszych zadań. Niestrudzenie wspiera również środowisko kombatantów i weteranów skupionych wokół JWK – mówi gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego WP, były dowódca lublinieckich specjalsów.
Podobnych opinii nie brakuje.
– Przemek to człowiek-orkiestra: miłośnik i kolekcjoner broni, świetny strzelec, „Barytowiec”, sportowiec, powiernik problemów, harcerz, strażak-ochotnik, społecznik, człowiek wielkiego serca kochający tradycje, porządny żołnierz. Uważam go za swojego przyjaciela. Ale przede wszystkim to doskonały ksiądz – uzupełnia płk rez. Wojciech Danisiewicz, były dowódca JWK.
St. chor. szt. rez. Zbigniew Rosiński, żołnierz 1. Batalionu Szturmowego w Dziwnowie, a potem jednostki w Lublińcu, honorowy prezes Wojskowego Klubu Biegacza „Meta”, organizator słynnych biegów o charakterze ekstremalnym współpracował ze wszystkimi kapelanami posługującymi w garnizonie.
– Szanuję ich, bo bycie kapelanem w Lublińcu to trudne zadanie! Tu jest jednostka specjalna, żołnierze są przygotowywani i wysyłani do wykonywania trudnych operacji. Oni nie dbają o konwenanse. Więc kapelani muszą się mocno starać, żeby wojsko ich zaakceptowało. A Przemek wyprzedza swoich poprzedników o kilka długości – podkreśla Zbigniew Rosiński.
Ks. Przemysław Tur. Jak trafił do komandosów?
Pochodzący z Dolnego Śląska, zafascynowany działaniami specjalnymi, kilkunastoletni Przemek, trafił do Jednostki Poszukiwawczo-Ratowniczej „Baryt”. Tam, pod okiem komendanta oddziału – st. sierż. rez. Jana Kuska – zdobywał pierwsze umiejętności przydatne w czasie służby w siłach specjalnych. Weterani 62. Kompanii Specjalnej stwarzali mu doskonałe warunki do hartowania ciała i ducha.
W maju 2004 r. ukończył Seminarium Duchowne w Legnicy i uzyskał święcenia kapłańskie. Przez kilka lat pracował m.in. w Złotoryi, Nowogrodźcu i Bolesławcu. Na prośbę instruktorów, którzy przez lata go „rzeźbili” został kapelanem „Barytu” oraz środowiska byłych żołnierzy 62. Kompanii Specjalnej „Commando”.
Dawni szkoleniowcy szybko rozpoznali jego potencjał, dlatego dopingowali i lobbowali, żeby trafił do Ordynariatu Polowego WP.
– Panie ministrze, szukamy dojścia, żeby nasz ksiądz trafił do wojska! Nada się tam! Będzie z niego pożytek – tak Jan Kusek – latem 2009 r., w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, podczas uroczystości wręczania odznaczeń państwowych dla żołnierz 62. Kompanii Specjalnej – przekonywał ministra Aleksandra Szczygło, szefa BBN.
W 2011 r. ks. Tur ukończył kurs oficerski we Wrocławiu. Potem jako kapelan, pełnił posługę m.in. w parafiach wojskowych w Łodzi, Złocieńcu, Olesznie. Ponad rok spędził na misji w Kosowie, pół roku w Afganistanie.
W połowie 2019 r. trafił do Lublińca.
Ks. Przemysław Tur. Co zrobił w Lublińcu?
– Gdy ktoś wjeżdża na teren jednostki, musi zauważyć okazały mur po prawej stronie bramy. Na nim odwzorowano symbole dziedzictwa kultywowane przez żołnierzy JWK. Tam też są tabliczki z nazwiskami żołnierzy, którzy odeszli na wieczną wartę. Polecam też podejść na nabożeństwo celebrowane przez Przemka, wysłuchać kazania, a przy okazji podziwiać patriotyczno-militarny wystrój kaplicy. Powalający! Wszystko to jest dziełem ludzi, których Przemek porwał optymizmem, charyzmą, otwartością i miłością do tradycji i kultury – mówi płk Wojciech Danisiewicz.
1 sierpnia 2024 r., w 80. Rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, na „murze chwały” zostanie odsłonięta najnowsza tablica. Jest ona poświęcona oddziałom AK, których tradycje dziedziczy formacja z Lublińca.
Zbigniew Rosiński przekonuje, że kapelan nie boi się wyzwań. – Startuje w Biegu Katorżnika i Maratonie Komandosa. Co więcej, sam sobie podniósł poprzeczkę trzykrotnie kończąc Setkę Komandosa (marszobieg na dystansie 100 km) oraz – organizowany na podobnym dystansie -ekstremalny Marsz Prawdy, przygotowywany przez środowisko „Barytu” – wyjaśnia Zbigniew Rosiński.
Wspomina jednocześnie historię sprzed kilku lat. Ks. Tur wystartował w „Katorżniku”. To kilkunastokilometrowy bieg, głównie w wodzie: w stawach, rowach melioracyjnych i bagnach. Na mecie zawodnik jest brudny, mokry i śmierdzący mułem. Kapelan źle obliczył swoje możliwości, dlatego prosto z mety pojechał odprawiać mszę w Lublińcu. Umył tylko ręce i twarz, na brudne ubranie nałożył ornat i przystąpił do ceremonii. – Udzielał komunii brzydko pachnąc i zostawiając za sobą ciemną smugę błota – uśmiecha się Zbigniew Rosiński.
Ks. Przemysław Tur. Dlaczego jest poważany w siłach specjalnych?
Przygotowując się do swojej pierwszej Setki Komandosa namawiał żołnierzy, żeby razem stworzyli drużynę JWK, która wystartuje w tym ekstremalnym biegu. Nie znalazł chętnych…
Ostatnią, piątą, 20-kilometrową pętlę, „Setki” pokonywaliśmy wspólnie. Ks. Tur mówił mi wtedy: – Komandosi to bardzo mądrzy ludzie. Kiedy proponowałem, żebyśmy pobiegli razem, mówili „Przemek! Zwariowałeś? To mega wyzwanie! Po co ryzykować kontuzję? Dbaj o kondycję, ale nie podejmuj niepotrzebnych ryzyk!” To bardzo mądre podejście do życia.
Dlaczego więc Przemysław Tur podejmuje takie wyzwania? Ponieważ kapelan musi zawsze bardziej udowadniać, że nie przez przypadek służy w jednostce specjalnej. I nie jest w niej na specjalnych warunkach.
– Kiedyś w mediach społecznościowych zobaczyłem zdjęcie Przemka w mundurze galowym, z odznaczeniami i baretkami. Pod spodem ktoś zamieścił bardzo głupi komentarz o tym, że jakiś księżulo się obwiesił medalami. Komentarz był niestosowny z dwóch powodów: jego autor nie znał przepisów mundurowych, a przede wszystkim nie zna Przemka – wspomina płk Danisiewicz.
Ks. Przemysław Tur. Czy da się go zastąpić?
Opowieść o kapelanie komandosów z Lublińca jest tak pozytywna, że aż cukierkowa. Ludzie, którzy go nie znają, mogą pomyśleć, że jest ubarwiona.
– Kapelan to jednoznacznie pozytywna postać. Parafianom i kolegom przysparza jedno zmartwienie – że kiedyś będzie musiał odejść z Lublińca – mówi Zbigniew Rosiński.
– Już współczuję następcy Przemka. On tak wysoko postawił poprzeczkę, że trudno będzie ją pokonać – dodaje płk Danisiewicz.
– W ks. Turze dostrzegam księdza z powołania oraz urodzonego przywódcę, który nie tylko przewodzi wspólnocie ludzi wierzących w jednostce i garnizonie, ale również zasila ją siłą swojej energii i wiary. Dla mnie osobiście ks. Przemek uosabia wszystkie cechy oficera, który nosi ciemnozielony beret żołnierza JWK – podsumowuje gen. Wiesław Kukuła.
Ks. Tur zna zasady służby, więc wie, że kiedyś będzie musiał zmienić Lubliniec na inny garnizon. Ale chciałby jeszcze dokończyć budowę miejsca upamiętniającego żołnierzy polskich sił specjalnych. To ma być pomnik kilku pokoleń komandosów. Tych, którzy najpierw walczyli o Polskę, a później dbali o jej bezpieczeństwo.