Inwestując 2 tys. zł i wykonując sprawną akcję PR działacze „Samoobrony” pozyskali serca wielu weteranów. Ta historia miała miejsce w maju 2005 r., w czasie obchodów sześćdziesiątej rocznicy zakończenia II wojny światowej.


W maju 2005 r. o kapitanie Jabłońskim było głośno w mediach. Wszyscy pisali o tym żołnierzu, który w Berlinie zawiesił biało-czerwoną flagę. Pracowałem wtedy w „Super Expressie” i też trafiłem do małego domku w Surażu na białostocczyźnie. Gospodarz podjął nas skromnie i po żołniersku: słoniną i kieliszkiem wódki. Toast wzniósł „za wzięcie Berlina”. Miło się rozmawiało, a z tego spotkania powstał tekst inny, niż typowe materiały o Antonim Kamińskim. Okazało się bowiem, że tuż przed rocznicą zdobycia Berlina bohater dostał pismo odmawiające mu specjalnej renty. Oto ten tekst:

„Szanujmy prawdziwych zwycięzców


Pan Jan 2 maja 1945 roku zatknął w Berlinie polska flagę. Teraz żyje w nędzy. Przed kilkoma dniami premier Belka odmówił udzielenia mu pomocy. Skromny bohater Antoni Jabłoński wyjeżdża dziś do Berlina na obchody sześćdziesiątej rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem. To on ryzykując życie, w maju 1945 r. zawiesił biało-czerwoną flagę na berlińskiej Kolumnie Zwycięstwa. Wcześniej przeszedł cały szlak bojowy 1 Armii Wojska Polskiego. Walczył pod Lenino, wyzwalał Lublin, Warszawę, zdobywał Wał Pomorski i Berlin. Teraz jest biednym staruszkiem. W kwietniu dostał 562 zł emerytury.

Koledzy kupili mundur


– Ledwo wiąże koniec z końcem! W zeszłym roku złożyliśmy się z kolegami na dwie tony węgla. Żeby w zimie miał czym ogrzać dom. Kupiliśmy mu mundur, aby godnie wyglądał w Berlinie – opowiada ppłk w st. spocz. Mieczysław Chodyniecki, ze Związku Żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Antoni i Wanda Jabłońscy mieszkają w Surażu na Białostocczyźnie. Gołym okiem widać, że w ich skromnym domu się nie przelewa. – Wystąpiliśmy do premiera Marka Belki o przyznanie specjalnej emerytury dla kpt. Jabłońskiego. Przecież drugiego takiego bohatera nie ma! – tłumaczy ppłk Chodyniecki. Prośbę wysłali w październiku 2004 r. Po ponad pół roku, kilka dni przed rocznicą zwycięstwa, przyszła odpowiedź. Bohater przeczytał, że w uzasadnionych przypadkach premier ma prawo przyznać specjalną emeryturę. „Ale decyzja ma charakter uznaniowy”. A biografia bohatera nie zyskała uznania. Dlatego kapitan Jabłoński wyższej emerytury nie dostanie…

Chodząca historia


Antoni Jabłoński wychował się niedaleko Białegostoku. Wiosną 1941 r. Sowieci wcielili go do Armii Czerwonej. Gdy w 1943 r. przyszła wiadomość, że płk Zygmunt Berling tworzy polskie wojsko, zgłosił się na ochotnika. Trafił do obozu w Sielcach nad Oką. Walczył pod Lenino. Przeszedł cały szlak bojowy 1 Armii. Wyzwalał Lublin. Z punktu obserwacyjnego na warszawskiej Pradze widział powstanie, które wybuchło po drugiej stronie Wisły. – Chcieliśmy iść im na pomoc. A mogliśmy tylko patrzyć, jak stolica pada – mówi. Spod Warszawy jego jednostka trafiła na Wał Pomorski. – Gdzie było najgorzej, tam Ruscy nas rzucali – przekonuje.

Flaga ze spadochronów


Walki w Berlinie to było piekło. Niemcy bronili każdego domu. Polacy byli dzielni i mieli fantazję. – Na święto 3 maja postanowiliśmy zrobić biało-czerwoną flagę – wspomina kpt. Jabłoński. Materiał wycięli z niemieckich spadochronów, na których hitlerowcy zrzucali zaopatrzenie dla oblężonych. Zszyli ją przewodem elektrycznym.
Najwyższa w okolicy była Kolumna Zwycięstwa zwieńczona rzeźbą Nike. Tam, a nie jak się powszechnie uważa, na gmachu Reichstagu, postanowili zawiesić biało-czerwoną. – Po jednej stronie ulicy byli nasi, po drugiej Niemcy. Obrzucali nas granatami – mówi. W trakcie zawieszania flagi niemieccy snajperzy zastrzelili dwóch Polaków… W 1946 r. wrócił do Suraża. Po rodzicach przejął siedem hektarów ziemi. Pracował jako listonosz, sprzedawca w sklepie. W 1971 r przeszedł na emeryturę. Teraz ledwo wiąże koniec z końcem.

Premierze, tak nie można!


Premierze Belka! Co miesiąc zgarnia pan po 13.149 zł. I chyba tylko z tego powodu przejdzie pan do historii. Bohater, o którym młodzi ludzie powinni się uczyć na lekcjach historii, dostaje 23 razy mniej od pana! Niech się pan wstydzi i czym szybciej pomoże mu godnie żyć.”

* * *


Artykuł ukazał się w sobotę rano. Tego samego dnia przed południem weterani wyjeżdżali z Warszawy na obchody do Berlina. Na miejscu zbiórki pojawił się przedstawiciel „Samoobrony” (warto przypomnieć, że była to w tym czasie silna partia). Wręczył dyplom od Andrzeja Leppera oraz kopertę z pieniędzmi. W środku był 1 tys. zł. Zapowiedział, że do czasu gdy premier nie zmieni decyzji o odmowie przyznania renty specjalnej, „Samoobrona” będzie co miesiąc wspierać weterana wynagrodzeniem w takiej wysokości.
Ta informacja została sprawnie rozpowszechniona w środowiskach kombatanckich. Kilka tygodni po tym artykule pisałem o rocznicy zdobycia Monte Cassino. Trafiłem wtedy do Stowarzyszenia Karpatczyków. Z nieukrywanym uznaniem kombatanci z 2. Korpusu opowiadali o „Samoobronie” – „jedynej partii, która dba o kombatantów”.
Po kilku tygodniach okazało się, że urzędnicy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zmienili poprzednią decyzję i przyznali rentę specjalną w wysokości tysiąca złotych. Artykuł był następujący:

„Premier Belka wreszcie docenił bohatera

Kapitan Antoni Jabłoński, bohaterski żołnierz, który w maju 1945 r. zawiesił biało-czerwoną flagę w Berlinie, wreszcie dostał specjalną emeryturę od premiera. Jeszcze niedawno Marek Belka nie chciał jej przyznać. Po naszych tekstach zmienił zdanie.

– Premier przyznał mi tysiąc złotych specjalnej emerytury. To dla mnie fortuna! Spadła mi jak z nieba! Będę miał z czego opłacić zaległości, trochę wyremontować dom – Antoni Jabłoński nie kryje wzruszenia. Do teraz na życie musiało mu wystarczyć ok. 700 zł „normalnej” emerytury. Teraz w sumie będzie miał 1700 zł.
Przyjaciele Jabłońskiego ze związku kombatantów nie kryją wzruszenia. Pomagali kapitanowi jak mogli. W zeszłym roku złożyli się na dwie tony węgla, żeby Jabłoński miał czym w zimie ogrzać dom. Kupili mu mundur, aby miał w czym pojechać na rocznicę zdobycia Berlina. Przez kilka lat walczyli też o emeryturę specjalną.
– Z okazji 60 rocznicy zdobycia Berlina u kapitana Jabłońskiego było mnóstwo dziennikarzy. Występował w telewizji, radiu, pisały o nim gazety. Wszyscy go chwalili, ale tylko „Super Express” pomógł! – cieszy się ppłk w st. spocz. Mieczysław Chodyniecki, ze Związku Żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego.
7 maja napisaliśmy, że premier Belka odmówił przyznania specjalnej emerytury. Uważał bowiem, że kapitan na nią nie zasługuje. Następnego dnia Samoobrona zaoferowała kombatantowi co miesiąc po tysiąc złotych. Do momentu, gdy Marek Belka zmieni zdanie i przyzna emeryturę. – Wystarczyły dwa artykuły w waszej gazecie i premier przyznał pensję – cieszy się Chodyniecki.
Jeszcze nie dostałem tych pieniędzy. Nową emeryturę listonosz przyniesie 25 czerwca – cieszy się Antoni Jabłoński.”

* * *


„Samoobrona” zainwestowała zaledwie 2 tys. zł. A sporo zyskała – szacunek weteranów. Choć daleko mi poglądami do programu tej partii, to do dziś jestem pod wrażeniem, jak działacze sprawnie wykorzystali błąd urzędników z Kancelarii Premiera do zbudowania sobie wizerunku „ludzi dbających o zapomnianych bohaterów”. Gdyby zaś urzędnicy byli bardziej empatyczni, nie przyczyniliby się do budowy negatywnego wizerunku swojego szefa. A pan Antoni dostałby rentę dwa miesiące wcześniej, bez niepotrzebnego szumu w mediach.

Fot. 1bpanc.wp.mil.pl