Byli jak zwykle w cieniu VIP-ów, nie koncentrowały się na nich kamery i obiektywy. Stali na trybunie honorowej „C”. Wśród gości w mundurach, których Prezydent Andrzej Duda zaprosił na uroczystość przejęcia zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi RP znalazło się 21 raczej nieznanych żołnierzy. Ale historia każdego z nich mogłaby być co najmniej fragmentem książki czy filmu akcji o poświęceniu i bohaterstwie.
Jednym z ludzi z trybuny „C” był ppłk Grzegorz Kaliciak, przed 11 laty kapitan dowodzący obroną City Hallu w Karbali. – Najpierw, gdy dostałem zaproszenie, było zdziwienie. Potem, na Placu Piłsudskiego z niedowierzaniem słuchałem przemówienia. Dlaczego w czasie tak ważnej uroczystości Prezydent wspomina wydarzenie incydentalne z punktu widzenia funkcjonowania państwa? Ale szybko pomyślałem: żołnierzom, którzy wtedy walczyli w Iraku będzie bardzo miło – mówi podpułkownik.
Andrzej Duda powiedział: „polscy żołnierze wielokrotnie na całym świecie potrafili pokazać, że są mężni, że są bohaterscy, że są patriotami, że potrafią walczyć także za wolność waszą i naszą. Tak się stało nawet nie tak dawno, 11 lat temu daleko od Polski. Polscy żołnierze bohatersko bronili ratusza w jednym z miast i obronili go, chociaż była to długa walka i wykazali się nie tylko męstwem, niezwykłym bohaterstwem i uporem, ale także pokazali, że są dobrze wyszkoleni i że nie działają brawurowo, bo żaden polski żołnierz nie zginął, a przeciwnik poniósł ogromne straty.”
Na trybunie „A” stały wojskowe VIP-y, to wynika z protokołu, ceremoniału i zwyczaju. A na trybunę „C” Prezydent RP zaprosił 21 ludzi, reprezentujących wszystkie korpusy i rodzaje sił zbrojnych. Łączyło ich jedno: służba, która może być przykładem dla innych.
Zaproszenia trafiły do Kapituły Orderu Krzyża Wojskowego, współczesnego odpowiednika Virtuti Militari. Jej kanclerz – gen. bryg. Andrzej Reudowicz dowodził jednostkami liniowymi w Polsce i na misji w Afganistanie. Sekretarza – ppłk. Adama Wiaka odznaczano za misje na Bliskim Wschodzie i Bałkanach. Każdy z członków kapituły osobistym męstwem zasłużył na najwyższe współczesne odznaczenie wojskowe. Pilot śmigłowca por. Tomasz Nowicki w Iraku ratował załogę ostrzelanego Mi-24, który musiał awaryjnie lądować w terenie opanowanym przez rebeliantów. Gdy kule irakijczyków uszkodziły Mi-24 i ciężko raniły jednego z członków załogi, sierż. sztab. Zbigniew Siekierski, technik pokładowy udzielał pomocy rannemu, zasłaniając go własnym ciałem przed strumieniem gorącego oleju tryskającego z przestrzelonego silnika. A po awaryjnym lądowaniu zorganizował obronę śmigłowca. Komandosi: podpułkownik z GROM-u i podoficer z Lublińca wykazali się bohaterstwem w Afganistanie i Iraku.
Zaproszenie Zwierzchnika SZ dotarło do ppłk. dr. n. med. Roberta Brzozowskiego – lekarza z Wojskowego Instytutu Medycznego. W Afganistanie spędził ponad dwa lata. Najtrudniejszy momentem jego służby była noc z 22 na 23 stycznia 2013 r. Nigdy wcześniej w polskim szpitalu w Ghazni nie było jednocześnie tylu rannych Polaków. Tej nocy w zasadzkę wpadli komandosi z GROM-u. Rany odniosło dziesięciu żołnierzy, a jedenasty zmarł mimo reanimacji prowadzonej przez dr. Brzozowskiego.
Prezydent RP docenił też poświęcenie dwóch żołnierzy 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. Ppor. Mariusz Czernia w Afganistanie otrzymał rozkaz ewakuacji dwóch rannych Polaków oraz kilkunastu innych żołnierzy z Polski oraz z USA. W trakcie walki w pomieszczeniach – pod ogniem przeciwnika – wyciągnął rannego, czym najprawdopodobniej uratował mu życie. Mimo odniesionej rany dowodził żołnierzami, a w ostatniej fazie walki poprowadził ich do szturmu. Natomiast szer. Mirosław Rybak został ranny, gdy własnym ciałem zasłonił kolegów i przyjął na siebie odłamki wybuchającego granatu.
St. sierż. Mariusz Zając ze Świętoszowa, w Afganistanie wpadł z patrolem w zasadzkę. W czasie wymiany ognia został postrzelony w szyję. Mimo rany nadal dowodził drużyną, która dzięki jego opanowaniu wydostała się ze „strefy śmierci”.
Kpr. Łukasz Goździk z 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, w Afganistanie dowodził Rosomakiem. Po ataku rebeliantów ochraniał afgański patrol. Gdyby nie wsparcie załogi polskiego transportera Afgańczycy nie wyszliby cali z walki.
Natomiast kpr. Emil Uran z 6 Brygady Powietrznodesantowej to symbol walki ciężko rannego żołnierza, który nie chce odejść z wojska. Na patrolu zginęli żołnierze, a Emil Uran został ciężko ranny: stracił nerkę, śledzionę i część płuca, doznał licznych złamań żeber, lewego kolana i kostki, kręgosłupa, krwiaka mózgu. Po skomplikowanej rehabilitacji nadal służy w mundurze.
Zaś ppłk „Biały” z Lublińca to charyzmatyczny dowódca, w Afganistanie dwa razy kierował Task Force-50, dowodził wieloma operacjami specjalnymi. Za umiejętności dowódcze, świetną organizację współpracy z oddziałami specjalnymi USA oraz szkolenie Afgańczyków został pierwszym żołnierzem polskich wojsk specjalnych odznaczonym przez Prezydenta USA wysokim odznaczeniem Meritorious Service Medal.
Zaproszenia na trybunę „C” otrzymali też ludzie owianego legendą OMLT 2 z VII zmiany PKW w Afganistanie: dowódca – ppłk Andrzej Pawelski i dwóch jego podwładnych. W tym 40-osobowym oddziale zginęło dwóch żołnierzy, a prawie połowa została ranna. Mimo tak olbrzymich strat ludzie z „Omletu” dwukrotnie odmówili – proponowanej przez dowództwo kontyngentu – wcześniejszej, zbiorowej rotacji do Polski. Plut. Grzegorz Fedorowicz był tam ganerem. W czasie niezliczonych potyczek z talibami zawsze zachowywał zimną krew i precyzyjnie osłaniał kolegów. Gdy jego pojazd wyleciał na ajdiku, został ciężko ranny: trzykrotnie reanimowany, miał złamanych 12 żeber i kręgosłup. Jednak nadal służy w wojsku. Natomiast chor. Mariusz Chodak to kierowca Rosomaka. Ranny w czasie wybuchu miny pułapki, na własną prośbę wypisał się ze szpitala żeby wrócić do kolegów i wzmocnić oddział przetrzebiony przez talibów. Obecne służy w 1. Brygadzie Pancernej w Wesołej.
Listę żołnierzy wojsk lądowych zamykał kpr. Michał Ożóg. Saper, pierwszy Polak ciężko ranny w misji ISAF w Afganistanie. W 2007 r. po wybuchu miny został bardzo poważnie poparzony. Po rehabilitacji wrócił do jednostki i na kolejnej misji w Afganistanie ponownie doznał ciężkich obrażeń po wybuchu ajdika. Nadal służy w 1 Brygadzie Saperów w Brzegu.
Na trybunie „C” nie zabrakło przedstawicieli Marynarki Wojennej. Ci nie służyli na wojnie, ale na co dzień walczą z żywiołami. Kpt. mar. pil. Marcin Hope z 44 Bazy Lotnictwa Morskiego od kilkunastu lat pilotuje śmigłowce ratownicze. Co roku zalicza średnio od 70 do 100 całodobowych dyżurów ratowniczych. Kmdr ppor. Michał Dziugan z 8 Flotylli Obrony Wybrzeża to specjalista od niszczenia „zardzewiałej śmierci” na morzu. Uczestniczył w, trwających po kilkanaście tygodni, operacjach przeciwminowych. Natomiast kmdr ppor. Tomasz Witkiewicz z Gdyni, dowódca okrętu podwodnego ORP „Sęp”, w ostatnich latach uczestniczył praktycznie we wszystkich najważniejszych ćwiczeniach z udziałem polskich okrętów podwodnych.
Wyjątkowość wojskowych z trybuny „C” wynika z ich osobistego poświęcenia. Ale z pewnością w wojsku podobnych życiorysów znajdziemy więcej. Pytanie jest tylko takie: czy armia potrafi wykorzystać potencjał tkwiący w 21 zaproszonych i wielu im podobnym? Odpowiedź wcale nie jest jednoznaczna.
Fot. mjr Robert Siemaszko/DKS MON