Komandosowi z GROM-u czy z Lublińca nie opłaca się przechodzić do dowództwa w Krakowie, gdyż traci dodatki specjalne. Tej straty nie rekompensuje nawet podwyżka związana z awansem, który wiązałby się ze zmianą miejsca służby. Z tego powodu nie działa całościowy system rozwoju służbowego w Wojskach Specjalnych. Efekt jest taki, że Dowództwo Komponentu Wojsk Specjalnych stało się atrakcyjnym miejscem służby np. dla żołnierzy z krakowskiej brygady spadochronowej, ale nie dla komandosów z linii. Ten fatalny układ ma zmienić decyzja Ministra Obrony Narodowej. Mariusz Błaszczak ogłosił wprowadzenie systemu dodatków specjalnych w Wojskach Specjalnych.

Ćwiczenia jednostki GROM, 2006 r. Fot. Jarosław Rybak

13. rocznicę powstania Wojsk Specjalnych świętowano w Gliwicach. Do jednostki AGAT przyjechali m.in. prezydent Andrzej Duda z małżonką oraz minister Mariusz Błaszczak. Tam szef resortu obrony zapowiedział wprowadzenie dodatków w specjednostkach, w których dotychczas nie obowiązywały. W tym kontekście wymienił AGAT i NIL (GROM miał je „od zawsze”, Lubliniec i Formoza – od 2017 r.).

Jak informuje MON, proces uzgadniania szczegółów potrwa do 1 czerwca. Dlatego trudno dziś mówić o konkretnych kwotach i zasadach przyznawania. Należy jednak przyjąć za pewnik, że dodatki te nie będą równe we wszystkich jednostkach. Będą przyznawane na czas określony. Cel jest taki, żeby żołnierzy z innych Rodzajów Sił Zbrojnych zachęcić do przechodzenia do specjalsów. A wewnątrz najmniejszego Rodzaju Sił Zbrojnych zbudować piramidę rozwoju, której podstawą będzie AGAT, a szczytem GROM.

Zaś celem dowódcy Komponentu Wojsk Specjalnych gen. bryg. dr. Sławomira Drumowicza – o którym w czasie nielicznych rozmów z przedstawicielami mediów od dawna wspominał – jest stworzenie kompleksowej ścieżki awansu oficera i podoficera.

Specjalsi z Lublińca w Afganistanie. Fot. JWK

Jeden z elementów tej ścieżki to udrożnienie dostępu świeżej krwi z linii do dowództwa, a następnie wzmacnianie jednostek liniowych. Po wprowadzeniu dodatków, przeniesienie się żołnierza na kadencję lub dwie do DKWS, a następnie powrót do jednostki liniowej jest zdecydowanie łatwiejszy do wyobrażenia, niż przed deklaracją ministra Błaszczaka.

Udrożnienie ścieżki będzie rewolucją w systemie funkcjonowania Wojsk Specjalnych. Doświadczenie zdobyte na poziomie dowództwa RSZ ułatwia służbę na stanowiska dowódczych w linii. Jego brak był widoczny, szczególnie w czasie misji zagranicznych.

Choć o nich nie wspomniano, dodatki otrzymają również żołnierze niedawno powstałego Centrum Szkolenia WS. Dzięki temu będzie można skuteczniej wykorzystywać doświadczenie i umiejętności żołnierzy, którzy wracają do Polski z misji czy zaawansowanych kursów zagranicznych. Przeniesieni do CSzWS nie będą stratni finansowo, a po jakimś czasie wrócą do macierzystego oddziału.

Ćwiczenia jednostki GROM, 2006 r. Fot. Jarosław Rybak

Nie bez przyczyny w tytule tego materiału znalazło się słowo „rewolucja”. Taki gwałtowny proces zawsze wprowadza zmiany, z których zawsze jakieś grupy są niezadowolone (np. ci, którzy stracą na prestiżu, gdyż już mają dodatki). Jak zwykle przy rozwiązaniach systemowych, część beneficjentów bezpodstawnie skorzysta z przywilejów (np. ci, którzy choć służą w WS, to mentalnie mają niewiele wspólnego z formacją w ciemnozielonych beretach).

Decyzja Ministra Obrony Narodowej już wzbudziła spore emocje i dyskusje. Ale z ferowaniem jednoznacznych opinii warto poczekać. Myślę, że minimum pół roku po wprowadzeniu rozporządzenia będziemy mogli porozmawiać o tym, czy dowódca DKWS odniósł sukces, czy nie. Wtedy bowiem okaże się, czy przyznane specjalsom dodatki specjalne staną się dodatkami motywującymi.

W interesie Wojsk Specjalnych jest to, aby dodatki okazały się sukcesem.