[tlt_header]W bagnach zobaczyli największe występujące w Polsce pająki oraz mocno rozłożone zwłoki. Przenieśli ponad 4 tony podków. Rozdali 1,8 tys. porcji grochówki, 180 chlebów i 4,5 tys. litrów płynów. Przepracowali ponad 3 tys. roboczogodzin. Mowa o ok. 180 ludziach, którzy dla ponad 1200 zawodników zorganizowali XII edycję bardzo fajnej imprezy. To Superkatorżnicy. Warto się im ukłonić, gdy w przyszłym roku wejdziecie do biura zawodów XII Biegu Katorżnika.[/tlt_header]
Oprócz 9 osób w bagnie, na sukces imprezy pracowało kilkuset innych. Z klubowego zestawienia wynika, że w poniedziałek, wtorek i środę przed biegiem 11 ludzi przepracowało po 8 godz. W środę, oprócz 11, dodatkowo 21 pasjonatów prac społecznych spędziło w Kokotku po 3 godz. W czwartek znowu 11 Meciarzy po 8 godz. oraz 21 po 4 godz. Im bliżej imprezy tym więcej zaangażowanych. Dlatego w piątek 45 osób pracowało po 9 godz. W sobotę była kulminacja – 180 organizatorów poświęciło imprezie po 11 godz. Niedziela była czasem porządkowania terenu. 8 osób sprzątało po 6 godz., w poniedziałek 3 po 8 godz., a we wtorek – 8 po 8 godz. W środę – tak samo. W sumie dało to ponad 3 tys. roboczogodzin.
Gdyby do wyceny ich zaangażowania zastosować, przegłosowaną niedawno w Sejmie stawkę minimalną 12 zł za godzinę, to koszt przygotowania biegu wyniósłby prawie 36,5 tys. zł.
Gdy już trasa została przygotowana, a biuro zawodów działało pełną parą, na starcie stanęli zawodnicy. Do biegu zakwalifikowano 1412 osób (w tym 232 dzieci i 8 w kategorii Dziadków – biegaczy w wieku 65+ posiadających wnuki). Oprócz naszych rodaków na start dotarło 33 Niemców, 2 Czechów, Francuz, Słowak, Austriak, Walijczyk i Fin. Warto dodać, ze najmłodszy zawodnik miał zaledwie 3 lata, a najstarszy – 89. Dlatego różnica między najmłodszym juniorem a najstarszym seniorem wynosiła 86 lat.
Na trasę ruszyło 1234 zawodników (w tym 232 dzieci i 8 dziadków). Ukończyło 1191 z nich (w tym 211 dzieci i 8 dziadków). Różne były powody 25 dyskwalifikacji: łamanie regulaminu (wybieganie poza taśmy ograniczające trasę) lub słaba kondycja. Przyczynami usprawiedliwiającymi rezygnacje były urazy, m.in.: 1 złamanie nogi, 1 skręcenie stawu kolanowego, 1 skręcenie stawu skokowego i 3 przypadki hipotermii.
Średni czas pokonania trasy oscylował wokół 3 godz. Tylko 1 zawodnik pokonał dystans w czasie poniżej 3 godz. Tradycyjnie najdłużej w bagnie przebywały panie. Rekordzistce zajęło to 5 godz. i 19 min. Gdyby w Lublińcu kręcono kolejne odcinki Shreka, to zielony stwór miałby do wyboru co najmniej kilka potencjalnych kandydatek na księżniczkę Fionę.
Na tych co pokonali bagna czekały nagrody. To 6 pucharów Szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego oraz 4.130 kg żeliwnych podków ze stalowymi łańcuchami, zakładanych na szyje biegaczy.
Dociążenie zmęczonego biegacza taką nagrodą nie ułatwiało mycia (do tego przygotowano m.in. 2 łaźnie polowe z 5 pułku chemicznego w Tarnowskich Górach), a potem dotarcia do pokoju w pobliskiej „Silesianie”.
Uważacie, że podkowa jest ciężka? To wyobraźcie sobie wysiłek VIP-ów, którzy na mecie musieli każdemu wbiegającemu nałożyć taki ciężar na szyję. Łatwo można nabawić się urazu określanego jako „łokieć tenisisty”. Ta przypadłość tytułowej bohaterki filmu „Irina Palm” może się więc zdarzyć w różnych sytuacjach. Gdy więc ktoś będzie narzekał na „łokieć tenisisty”, zanim uśmiechniecie się wyrozumiale, zapytajcie czy wręczał nagrody na Biegu Katorżnika?
Organizatorzy korzystali z wielu pojazdów, m.in. z 8 quadów, 4 motocykli, 1 łodzi, 2 honkerów, 2 sanitarek, 2 lublinów i 5 starów. Z powietrza obserwację umożliwiał dron.
Jeśli organizuje się imprezę z takim rozmachem, to ludzi trzeba nakarmić. Wśród uczestników rozdano 1,8 tys. porcji grochówki, 180 chlebów, 4 tys. krówek, 1,5 tys. batonów energetycznych, 3 tys. jogurtów oraz prawie 4.5 tys. l płynów: 1 tys. butelek wody o pojemności 0,5 l, 2,6 tys. o pojemności 0,7 l, 700 o objętości 1,5 l, 1,3 tys. napojów izotonicznych 0,7 l. 1 tys. jogurtów pitnych o objętości 0,3 l i 600 soków o tej samej pojemności.
Taka ilość płynów wystarczyłaby jednemu człowiekowi na ponad 6 lat, gdyby zaś jadł codziennie na obiad grochówkę – na jakieś 5 lat. Uczestników i organizatorów uprzedzam, że nie jestem dietetykiem, więc nie gwarantuję czasu przeżycia jeśli ktoś chciałby się żywić wyłącznie katorżnikowym wiktem.
Jeśli już o spożyciu mowa, warto przypomnieć, że niezbyt popularnym, ale miłym zwyczajem jest wręczanie sobie nawzajem różnych butelek Opisałem to w Alfabecie Katorżnika. Można powiedzieć, że takie prezenty łagodzą obyczaje. Teraz już np. okrzyk „Obalić Prezesa” nie musi wywoływać nerwowości w rodzinie Rosińskich.
Biegacze zawsze angażują się w akcje charytatywne, dlatego w biurze zawodów zebrano 350 dolarów dla Afgańczyka rannego w czasie operacji prowadzonej przez siły afgańskie wspólnie z żołnierzami z Jednostki Wojskowej Komandosów [Tę operację opisałem w książce „Task Force-50. Operacja Sledgehammer”] oraz 1,7 tys. zł na rehabilitację Olka Wulknera, biegacza z Sosnowca, który w 2013 r. w czasie treningu doznał uszkodzenia rdzenia kręgowego.
W przyszłym roku odbędzie się XIII edycja Biegu Katorżnika. Stając na starcie pomyślcie ciepło o ludziach, którzy przygotowali dla Was bagno w lublinieckich mokradłach.
Fot. Oficjalny fanpage Biegu Katorżnika, Jarosław Rybak