Gdyby przed kilkudziesięciu laty żołnierz jednostki specjalnej pokazał taki sprzęt cywilowi, miałby olbrzymie problemy z kontrwywiadem wojskowym. Dziś najtajniejsze wyposażenie pododdziałów specjalnych WP leży sobie spokojnie w kilku pokojach okazałej posesji w Wiśle. To prywatne Muzeum Spadochroniarstwa założone i prowadzone przez Piotra Wybrańca.


Można tam zobaczyć sprzęt i umundurowanie żołnierzy 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego (fot. 1) czy kombinezon i spadochron (fot. 8), w jakich Cichociemni skakali do kraju (prawej stronie zdjęcia, po lewej stoję z Piotrem Wybrańcem. Zobaczymy sporo nowszych mundurów, zasobników, sprzętu nurkowego (fot. 2).

Najciekawsza jest jednak elektronika sprzed dekad. Są więc radiostacje np. R-350M (fot. 3). To było urządzenie wykorzystywane przez grupy specjalne oraz szpiegów operujących na terenie przeciwnika. Jeśli przed wizytą zdobędziemy gdzieś zwykłą, starą błonę fotograficzną, Piotr Wybraniec pozwoli nam pobawić się perforatorem. To część radiostacji – przypominająca mały dziurkacz – służąca do kodowania meldunków. Jako pamiątkę pobytu w muzeum będzie można więc zabrać własnoręcznie wykonany „meldunek” gotowy do przesłania do centrali. Radiotelegrafista miał obowiązek spalić taką błonę natychmiast po nadaniu meldunku!

Natomiast wszyscy, którzy zamiast mówić „komandos” czy „żołnierz jednostki specjalnej” chętnie używają określenia „operator”, w Wiśle mogą zobaczyć skąd wywodzi się to określenie. Otóż w dawnych czasach jeden z żołnierzy grupy specjalnej miał specjalność „operatora”. Obsługiwał przyrząd MRP-4 czeskiej firmy Tesla (fot. 4), służący do namierzania urządzeń emitujących fale elektromagnetyczne: radiostacji, stacji radiolokacyjnych czy węzłów łączności. Dzięki temu grupa mogła z odległości kilkuset metrów namierzyć cel.
Co ciekawe, MRP-4 z czasem został zastąpiony przez dalmierz laserowy. Ale to był sprzęt przeznaczony do prowadzenia rozpoznania przez pododdziały ogólnowojskowe. Ze względu na gabaryty i ciężar nie nadawał się dla specjalsów. Nie pierwszy i nie ostatni raz dobre wyposażenie zastąpiono nowszym, ale nie nadającym się do użycia. Wyrobów firmy Tesla już dawno w wojsku nie ma, ale operatorzy pozostali.

Nie mniej ciekawy jest zestaw do odnajdywania się grupy specjalnej np. po nocnym skoku. Dowódca uruchamiał „latarkę na podczerwień” (fot. 6), obracał nią wokół, a żołnierze wyposażeni w „lunetki” (fot. 5) szli do źródła światła.

W Muzeum Spadochroniarstwa zobaczymy też olbrzymią kolekcję oznak i odznak, gadżetów związanych ze spadochroniarstwem i działaniami specjalnymi. Zarówno pierwsze, przedwojenne odznaki skoczków spadochronowych Ligii Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, powojennych jak i współczesnych.

Co zastanawiające, ale pokazujące specyfikę wojska, Piotr Wybraniec zgromadził też sporą kolekcją pustych, ale opieczętowanych pieczątkami dowódców jednostek, gotowych do wręczenia dokumentów: legitymacji spadochronowych, dyplomów czy przepustek.

Żeby zobaczyć muzeum, trzeba się umówić z właścicielem (tel. 694-616-530, email: pwybraniec@post.pl). Do Wisły położonej w sercu Beskidu Śląskiego, warto przyjechać o każdej porze roku. Gdybyśmy jednak planowali wypad jesienią, trzeba pamiętać, że co roku w pierwszą sobotę października w Wiśle Muzeum organizuje Piknik Spadochronowy.

Osoby przytłoczone przez ogrom eksponatów mogą zwiedzanie przedłużyć. Muzeum to jednocześnie pensjonat „Agawa”, w którym można wynająć pokoje (tel. 33 855-13-53).

Jedyne, co mnie – jako autora książek o jednostkach specjalnych – zasmuciło, to fakt, że o Muzeum Spadochroniarstwa dowiedziałem się tak późno. Sporo sprzętu, który się tam znajduje opisywałem, m.in. w wydanej w 2007 roku książce COMMANDO.PL Nieznana historia 62 Kompanii Specjalnej Wojska Polskiego. Teraz do większości opisów mógłbym dodać zdjęcia.