Płk Dariusz Kacperczyk (1971 – 2020). Wspomnienie

Był rzecznikiem prasowym Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, kiedy nasi żołnierze walczyli na najkrwawszych zmianach w Iraku i Afganistanie. Potem kierował Wojskowym Instytutem Wydawniczym, w którym powstawała m.in. „Polska Zbrojna”. Gdy Polska, po 20 latach przerwy, miała zająć miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, skierowano go do Nowego Jorku, by w Stałym Przedstawicielstwie RP przy Narodach Zjednoczonych odpowiadał za sprawy wojskowe. Świetnie radził sobie na trudnych stanowiskach, bo był wybitnym oficerem. Ja jednak zapamiętam Darka przede wszystkim jako człowieka honoru. Pracując razem znaleźliśmy się w kilku bardzo trudnych sytuacjach, w których Darek – idąc śladem innych oficerów – mógł po prostu zniknąć i nie narażać się politykom czy wyższym przełożonym. Ale On nie unikał odpowiedzialności i nie uciekał od podejmowania decyzji w sytuacjach trudnych.

Płk Dariusz Kacperczyk zmarł w nocy z poniedziałku na wtorek. Przez wiele miesięcy walczył z ciężką chorobą nowotworową, ale wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Jak przystało na solidnego oficera, przez cały czas pracował. Większość ludzi z placówki w Nowym Jorku nie miała pojęcia o kłopotach zdrowotnych Pułkownika. Niespodziewane i gwałtowne pogorszenie przyszło pod koniec sierpnia…

Założył mundur w 1990 r., cztery lata później został podporucznikiem. Służył we Wrocławiu, potem na VII zmianie Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku był oficerem prasowym. Po powrocie trafił do Dowództwa Operacyjnego SZ. W latach 2010-2013 służył w Naczelnym Dowództwie Sojuszniczych Sił Europy (SHAPE) w Belgii. Przez dwa lata był dyrektorem Wojskowego Instytutu Wydawniczego, a w 2017 r. skierowano go Stałego Przedstawicielstwa RP przy ONZ. Zostawił Żonę i dwóch Synów.

Profesjonalista

Nie utrzymywaliśmy z Darkiem jakichś zażyłych relacji towarzyskich. Natomiast przez kilkanaście lat, w różnych konfiguracjach, bardzo dobrze nam się współpracowało.

Poznaliśmy się w 2007 r., gdy ja byłem rzecznikiem prasowym MON, a On „prasowcem” w Dowództwie Operacyjnym. Do dziś uważam ten czas za najlepszy w moim zawodowym życiu. Było bardzo ciężko, gdyż Polska rozpoczynała „wojenną” misję w Afganistanie, a w Iraku rebelianci przejmowali kontrolę nad „polską” strefą.

Odpowiadając za komunikację społeczną, byliśmy pod systematycznym, ciężkim ostrzałem mediów. W wielu wypadkach był to ostrzał uzasadniony – nie istniał system opieki nad rannymi, sprzęt polskich żołnierzy był kiepski. Nawet tak banalna sprawa, jak pozyskanie aparatów fotograficznych dla „prasowców” w Afganistanie graniczyło z cudem.

Misje trwały już kilka lat, a nie było systemu informowania o stratach na misjach. Te procedury wprowadziliśmy dopiero w 2007 r. Dzięki temu rodziny rannych i poległych dowiadywały się o tragedii, zanim poinformowały o tym media. Wcześniej bywało różnie…

Decyzyjny oficer

Wielką zaletą Darka była decyzyjność. To niestety nie jest standard w Wojsku Polskim. Co też rzadkie u wielu oficerów – potrafił rozmawiać i słuchać podwładnych. Nie bał się również brania odpowiedzialności.

Przede wszystkim nie był koniunkturalistą. W ciągu kilku lat współpracy, gdy byłem rzecznikiem MON, a potem Biura Bezpieczeństwa Narodowego co najmniej kilka razy znaleźliśmy się w bardzo trudnych sytuacjach. Większość oficerów wtedy po prostu znikała: nie odbierała telefonów, prosiła o przysyłanie pism lub zwlekała z decyzjami. Takie zachowanie gwarantowało „znikniętemu” spokój – po prostu nie narażał się przełożonym w sytuacjach ryzykownych. To było szczególnie powszechne w czasie przesileń politycznych czy przetasowań kadrowych.

Lojalny człowiek

Ze względu na delikatność materii nie chcę pisać o konkretach. Wspomnę tylko jedną trudną sytuację.

We wrześniu 2009 r. otoczenie ówczesnego ministra obrony Bogdana Klicha bezmyślnie i bezzasadnie wygenerowało konflikt, w efekcie którego ze służby na stanowisku Dowódcy Operacyjnego SZ zrezygnował gen. Bronisław Kwiatkowski. Generał postąpił honorowo, ale jako człowiek niewiele ryzykował. Do ustawowego czasu przejścia na emeryturę zostało mu niecałe dziewięć miesięcy. Sprawa stała się bardzo głośna i nabrała wymiaru politycznego. Po kilku dniach burzy na szczytach władzy minister publicznie przeprosił generała, a ten wycofał wniosek o zwolnienie ze służby.

W tym trudnym momencie Darek, jako jeden z nielicznych, lojalnie pozostał przy gen. Kwiatkowskim i pomagał mu w komunikacji z mediami. Ryzykował bardzo dużo. Miał wtedy zaledwie 19 lat służby w mundurze, a konflikt z otoczeniem ministra mógł dla Niego oznaczać koniec kariery wojskowej i przyspieszoną emeryturę. Dokonał jednak wyboru, bo wiedział kto w tej sprawie postępuje godnie.

Memento…

Myślę, że Darek w tych ostatnich kilkunastu dniach miał choć trochę satysfakcji. Jego dawni współpracownicy stanęli na głowie, żeby ściągnąć Go do Polski, wsparli w załatwianiu niezbędnych formalności, które zwykle przeciągają się w nieskończoność. Choremu i jego Rodzinie bardzo pomogli również pracownicy Wojskowego Instytutu Medycznego.

Po prostu iluś ludzi zachowało się w stosunku Darka tak, jak On zachowywał się zwykle wobec innych.

Fot. Jarosław Wiśniewski / Polska Zbrojna