Część fanów naszych specjalsów może się zdziwić tezami, jakie postawiłem w artykule w grudniowym wydaniu miesięcznika „Polska Zbrojna”:


(…) Zanim zajmiemy się specjalsami z Lublińca, warto się zastanowić, jak operacje w Iraku i Afganistanie wpłynęły na specsiły na świecie. Te wojny zmieniły bowiem sposób myślenia o działaniach specjalnych. Najlepiej scharakteryzował to admirał William McRaven, kierujący Dowództwem Operacji Specjalnych Stanów Zjednoczonych (United States Special Operations Command, USSOCOM). Ku zdumieniu słuchaczy w czasie wykładu w Warszawie stwierdził, że Amerykanie zrezygnowali z tradycyjnego podziału na kategorie, do których zaliczali swoje oddziały specjalne. Przypomniał, że wcześniej te z poziomu Tier 1 dysponowały lepszym uzbrojeniem i wyposażeniem, dostępem do informacji, a trening żołnierzy był zdecydowanie bardziej wymagający od tych z poziomu 2. i 3. Przekonywał jednocześnie, że ponad dekada prowadzenia działań wojennych zunifikowała zarówno wyposażenie, umiejętności, jak i doświadczenie żołnierzy. „Nie używamy już terminów Tier 1, 2 i 3”, podkreślił dowódca USSOCOM. „Nie powrócimy do nich, ponieważ kategoryzowanie jednostek nie jest dla nich dobre”.

Takie zrównanie poziomów musiało wzbudzić emocje. Komandosi to ludzie o olbrzymim poczuciu własnej wartości, więc zawsze była duża konkurencja między formacjami. O kreowaniu własnej pozycji i dyskredytowaniu sukcesów innych opowiada się anegdoty. Tak jest nie tylko u Amerykanów, lecz także u Brytyjczyków.

Wymowna jest relacja Marcusa Luttrella spisana w książce „Przetrwałem Afganistan”. Kiedy wykonywał zadanie na terytorium talibów, jako jedyny z kilkuosobowej sekcji Navy SEALs przeżył atak bojowników i przez kilka dni ukrywał się, aż w końcu został uratowany przez ekspedycję złożoną z żołnierzy Rangers i Zielonych Beretów. Najciekawsze są wspomnienia związane z momentem spotkania z ratownikami. Luttrell pisze, że gdy znalazł się wśród swoich, „starał się nie rozkleić głównie dlatego, że SEALs nigdy nie okazałby słabości w obecności rangera”. Dodaje, że „czuł się w obowiązku powiedzieć rangerom i Zielonym Beretom”, że miał nadzieję, iż uratują go SEALsi, bo teraz żołnierze z innych specjednostek będą mówić: „Widzisz SEALsi wpadają w tarapaty i muszą posyłać po armię, żeby ich wydostała. Jak zwykle”. (…)

Cały artykuł Zasady profesjonalistów