W nocy z 15 na 16 lutego 1941 r. do okupowanej Polski skoczyli pierwsi Cichociemni. Do końca wojny samolotami do Polski przerzucono 316 żołnierzy. Obejmowali specjalistyczne stanowiska w podziemnym wojsku, wykonywali najbardziej skomplikowane akcje dywersyjne. Po zakończeniu II wojny światowej większość z nich była prześladowana przez komunistów, kilku zginęło na skutek wyroków sądów PRL. Sejm zdecydował że 2016 r. będzie Rokiem Cichociemnych.
Od połowy lat osiemdziesiątych spotykałem się z Cichociemnymi. Trochę o nich napisałem.

CC
Przez lata Cichociemni – skoczkowie spadochronowi Armii Krajowej – spotykali się w połowie lutego, z okazji rocznicy pierwszego skoku do kraju. Scenariusz zwykle był podobny: składano kwiaty pod pomnikiem na warszawskich Powązkach, modlono się w czasie mszy św. w kościele św. Jacka przy ul. Freta (gdzie znajduje się tablica poświęcona Cichociemnym), a po niej spotykano w refektarzu tego kościoła. W połowie i pod koniec lat osiemdziesiątych, kilka razy miałem okazję uczestniczyć w tych uroczystościach.
W połowie lat osiemdziesiątych zacząłem prowadzić drużynę harcerską. Zafascynowany historią, chciałem żeby nosiła imię Cichociemnych. Po długich staraniach nawiązaliśmy kontakt z Kołem Historycznym Cichociemnych. Moi harcerze przeczytali praktycznie wszystkie, dostępne wtedy, książki na ich temat. Kilka razy jeździliśmy na zjazdy Cichociemnych. Były to poważne wyprawy, przez połowę Polski.

 

Powstanie
Zakonspirowany generał walczył jako szeregowy. Kapitan biegał z butelką zapalającą polując na niemieckie czołgi. Obaj przeszli wyczerpujące szkolenie w Wielkiej Brytanii. Skoczyli do kraju, ale przed wybuchem Powstania Warszawskiego nie zdążyli objąć stanowisk w Armii Krajowej. W czasie II wojny światowej przerzucono do okupowanego kraju 316 Cichociemnych. Blisko 100 z nich walczyło w Powstaniu Warszawskim. To byli nasi najdrożsi żołnierze. Ich przygotowanie i przerzut kosztowało więcej, niż szkolenie współczesnych komandosów GROM-u – jednostki, która dziedziczy tradycje spadochroniarzy Armii Krajowej.
1 sierpnia 1944 r., w Warszawie i Puszczy Kampinoskiej działało blisko stu Cichociemnych. Część miało tam stałe przydziały, niektórzy przyjechali tuż po przerzucie do okupowanego kraju, w stolicy poznawali okupacyjną rzeczywistość i czekali na rozkazy.

 

Paszport
Był jednym z 316 Cichociemnych – skoczków spadochronowych AK. Za męstwo czterokrotnie dostał Krzyż Walecznych. W 1947 r., ścigany przez bezpiekę, musiał uciekać z ojczyzny, z czasem osiedlił się w Australii. W 2006 r. chciał odzyskać dokumenty poświadczające, że jest Polakiem. Niestety, urzędnicy w Warszawie potraktowali go jak jakiegoś dziwaka. Sprawę udało się załatwić tylko dlatego, że nagłośniła ją gazeta. Pod koniec maja 2006 r. miałem zaszczyt pomóc kpt. Zdzisławowi Straszyńskiemu ps. „Meteor” – bo o nim jest ta historia – w odzyskaniu polskiego paszportu. Z jednej strony byłem dumny, bo udało się pomóc bohaterowi. Z drugiej – przygnębiające były wnioski z tego, jak urzędnicy traktują tych, którzy walczyli o wolną Polskę.
Temat wypłynął przypadkowo. W 2006 r., czasie wizyty w GROM-ie, kpt. „Meteor” – od kilkudziesięciu lat obywatel Australii – stwierdził, że nie ma żadnego dokumentu poświadczającego, iż jest Polakiem.

 

Starba
Niedawno obchodził setne urodziny, a dziś dotarła do nas smutna informacja. Zmarł gen. Stefan Starba Bałuk, jeden z ostatnich Cichociemnych – skoczków spadochronowych Armii Krajowej, kawaler Orderu Wojennego Virtuti Militari.
Miałem okazję poznać Go przed dwoma dekadami. Efektem pierwszego spotkania był wywiad, który wtedy przeprowadziłem. Z ówczesnym podpułkownikiem, rozmawialiśmy o Jego nietypowej specjalności z czasów wojny. Ten Cichociemny był bowiem specjalistą od fałszowania dokumentów.

 

Straszynski
Walczył o Ojczyznę, a po wojnie musiał z niej uciekać. Tułał się po świecie, osiadł na stałe w Australii. Po 1944 r. pierwsze polskie dokumenty na swoje prawdziwe nazwisko dostał dopiero w 2006 r.!
– Obawiając się o pozostałych w Polsce, przez lata w listach pomijałem wojenne wspomnienia. Starałem się też nie utrzymywać bliższych kontaktów z dawnymi towarzyszami broni – opowiadał mi mieszkający w Australii kapitan w stanie spoczynku Zdzisław Straszyński, Cichociemny „Meteor”: – Każde z pozoru niewinne zdanie, nazwisko czy pseudonim mogło naprowadzić bezpiekę na trop kogoś, kto nie do końca był szczery z przedstawicielami komunistycznych władz…