Wounded warriors and staff members from coaltion forces and the Warrior Transition Battalion-Europe stage at the starting line of the 12-mile ride around Bostalsee, August 2. The four-day Soldier Ride, which host 24 coalition and 33 U.S. service members from around Europe, ends with a community ride, held at Lake Bostalsee, Aug. 4. (Photo by U.S. Army Staff Sgt. Brooks Fletcher, U.S. Army Europe Public Affairs)

Siedmiu polskich weteranów, poszkodowanych w czasie misji w Iraku i Afganistanie, przygotowuje się do międzynarodowego rajdu rowerowego organizowanego przez Dowództwo US Army w Europie.
– Jedziemy walczyć z własnymi ułomnościami oraz poznać kolegów z innych armii. Ale bardzo ważne będzie też podpatrywanie organizatorów. Chcemy się od nich uczyć planowania i prowadzenia dużych imprez promujących weteranów, którzy w czasie służby stracili zdrowie – tłumaczy organizator wyjazdu mł. chor. Przemysław Wójtowicz, żołnierz z 1. Brygady Pancernej z Wesołej oraz pełnomocnik ds. sportu Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju.

Uczestnicy są pełni optymizmu.

– Chcę sprawdzić czy bez ręki dam radę? Nie jeżdżę na rowerze, ale ćwiczę kondycję. Właśnie wróciłem z marszu, z kolegą przeszliśmy dziś 31 km. Fizycznie czuję się dobrze – mówi kpr. Tomasz Rożniatowski z 1 batalionu 26 Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego.

W lipcu 2011 r., w Afganistanie jego MRAP wyleciał na minie-pułapce. W efekcie wybuchu kapral stracił rękę. Po wypadku ukończył szkołę podoficerską. Do jesieni tego roku jest żołnierzem kontraktowym, ale stara się o pozostanie w wojsku w służbie stałej.

– Liczę, że przed rajdem ekipy techniczne tak mi dopasują rower, że brak ręki nie przeszkodzi – przekonuje kpr. Rożniatowski.
St. kpr. Krzysztof Polusik z 2 Mazowieckiego Pułku Saperów w Kazuniu Nowym w czasie 7 zmiany w Afganistanie był kierowcą MRAP-a. Granat z talibskiego RPG-7 roztrzaskał mu kolano. Przeszedł pięć operacji, w czasie ostatniej, przeprowadzonej przez amerykańskich lekarzy w bazie w Ramstein, amputowano mu nogę.
– Zgodziłem się, bo Amerykanie pokazywali mi swoich żołnierzy z podobnymi defektami. Dzięki protezom byli sprawni i mogli normalnie funkcjonować. Rehabilitacja trwała dwa lata, ale do teraz jestem pod opieką lekarzy – mówi Krzysztof Polusik.

Jazda na rowerze to jeden z elementów jego rehabilitacji. Weteran stara się codziennie pokonywać 20-30 km na dwóch kółkach.

– Jeżdżę normalnie, jak przed wypadkiem. Myślę, że w Niemczech dam radę. Tym bardziej, że to nie jest wyścig, ale impreza integracyjna Słyszałem, że będą tam uczestnicy, którzy mają sprawną jedynie jedną rękę, a pokonują trasę – opowiada weteran.

W tym towarzystwie st. plut. Eryk Żyłka z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich to kolarz prawie profesjonalny. Każdą wolną chwilę spędza na rowerze. W 2012 r. brał udział w rajdzie rowerowym weteranów z Przemyśla do Warszawy. W tym roku – w podobnej imprezie – z Rzeszowa do Wrocławia.

Od 13 lat służy w 21 Brygadzie, trzy razy był na misji w Kosowie. W czasie 6 zmiany w Afganistanie wychodził właśnie z MRAP-a ubezpieczać saperów, gdy pod sąsiednim transporterem wybuchł ajdik. Plutonowy oberwał odłamkami, doznał skomplikowanych złamań prawej ręki. – Przed wypadkiem nawet nie myślałem, że te złamania mogą być aż tak poważne. Do tej pory chodzę do ortopedy – wyjaśnia żołnierz.

Chor. Wójtowicz przekonuje, że chciał, aby w rajdzie uczestniczyli ludzie z widocznym uszczerbkiem: bez rąk, nóg, ciężko ranni. – Ja byłem na tym rajdzie już w zeszłym roku, teraz jadę ostatni raz. Zobaczyłem, jak się organizuje takie przedsięwzięcia. Teraz czas, aby mieli się okazję przyjrzeć temu koledzy – tłumaczy.

Dla weteranów Przemysław Wójtowicz organizował już rajd górski w Bieszczadach, udało mu się przygotować kurs płetwonurkowy na Mazurach, który zostanie przeprowadzony w sierpniu.

Integracja na rowerach

Impreza dla weteranów odbywa się od 6 do 11 sierpnia w Niemczech, w okolicach amerykańskiej bazy w Ramstein. Bezpośrednim organizatorem jest amerykańska fundacja Wounded Warrior Project
Uczestnicy zostaną zakwaterowani w miejscowości Hambachtal.

– W pierwszym dniu każdy wybiera sobie odpowiedni rower. Wszystkie stoją w dużym hangarze. Technicy dostosują je do wymagań użytkownika. Dla osób niepełnosprawnych przygotowano trójkołowe rowery, dla niewidomych – tandemy. Sprzęt udostępnia amerykańska firma produkująca wyposażenie dla żołnierzy i sportowców. Każdy dostaje kompletny ubiór sportowy, od okularów przeciwsłonecznych, rękawiczek kolarskich, przez bieliznę oddychającą, kurtkę przeciwdeszczową po kask ochronny. Wszystko można dobrze dopasować, nie jak w naszym wojsku, gdzie są tylko dwa rozmiary: za ciasny i za luźny – śmieje się Przemysław Wójtowicz.

Ubiór uczestnicy zachowują na własność, rowery wracają do firmy użyczającej sprzęt.

W czwartek, 8 sierpnia, wszyscy pojadą autokarami do Bostaalsee. Tamtejsze jezioro trochę przypomina polską Solinę, choć jest zdecydowanie mniejsze. Pętla wokół niego ma około 6 kilometrów. Na rowerze trzeba ją pokonać trzy razy.

Całą trasę zabezpieczają służby techniczne, a na początku i końcu peletonu jadą amerykańscy, wojskowi ratownicy medyczni.

Następnego dnia autokary wiozą weteranów do Trewiru. Tam przewidziano zwiedzanie miejscowego muzeum kolejnictwa. Po nim rozpoczyna się zasadniczy rajd. Weterani muszą pokonać na rowerach 90 km w górskim terenie, drogami wiodącymi wśród lasów. W trakcie przewidziano dwie przerwy na posiłki.

W sobotę, 10 sierpnia, w miejscowości Soldier odbędzie się oficjalna uroczystość.

– Weteranów powita generał Donald M. Campbell, dowódca US Army w Europie. Odgrywane są hymny państwowe wszystkich delegacji uczestniczących w rajdzie. W ubiegłym roku brało w nim udział tylko dwóch Polaków. Do dziś pamiętam wzruszenie, gdy wyszliśmy przed szyk, a orkiestra zagrała Mazurka Dąbrowskiego – wspomina Przemysław Wójtowicz.

Po części oficjalnej zaczyna się wielki piknik na terenie bazy Ramstein.

W czasie całej imprezy organizatorzy kładą nacisk na współpracę. Silniejsi mają obowiązek pomagać tym o słabszej kondycji fizycznej.
Amerykanie do perfekcji opanowali zasady organizacji. Każdy uczestnik dostaje pełną informacje o planie zajęć, zasadach pobytu. Obowiązuje też dress code. Na wieczorne imprezy należy przychodzić w długich spodniach i koszulach z kołnierzykiem.

– Atmosfera jest kapitalna. Dlatego chcemy sprawdzone rozwiązania przenosić na polski grunt. My już organizujemy imprezy dla weteranów, ale szkoda czasu na samodzielne zdobywanie wszystkich doświadczeń. Lepiej wykorzystać wiedzę naszych sojuszników – przekonuje weteran.

Jarosław Rybak

Czytaj na stronie internetowej Wojskowego Instytutu Medycznego