Referat przygotowany na konferencję „NATO i Polska w Afganistanie. Doświadczenia, wnioski i wyzwania”
Centrum Konferencyjne MON, Warszawa, 10 maja 2012 r.


Nanghar

Jarosław Rybak
Analizując medialne sytuacje kryzysowe dotyczące Sił Zbrojnych RP, wyraźnie widać, że na ich czoło wysuwa się zbiór wydarzeń określanych jako „sprawa Nanghar Khel”. W ostatnich latach należały one do czołówki pojawiających się w mediach „tematów wojskowych” najbardziej absorbujących opinię publiczną. To w końcu jeden z tych klocków domina, które doprowadziły spadku społecznego zaufania do wojska, co odnotowano w badaniach opinii publicznej. Stąd tak ważne jest wyciągnięcie i wdrożenie wniosków z tych wydarzeń.
Jako publicysta i specjalista od kreowania wizerunku, skupię się wyłącznie na tym wymiarze sprawy. Dla pełniejszego zobrazowania problemu omówię go w szerszej perspektywie.

1. Kampanie informacyjne w MON w 2007 r.

Niwelowanie skutków sytuacji kryzysowych zwykle wiąże się ze zintensyfikowaniem procesu komunikowania z otoczeniem. Panuje dosyć powszechne przekonanie, że prowadzenie dużych kampanii informacyjnych jest drogie i – w przypadku instytucji państwowych – wymaga zatrudnienia podmiotów zewnętrznych. Nie zgadzam się z taką opinią, bowiem tematyka wojska jest niezwykle nośna medialnie. Budzi więc naturalne zainteresowanie
Jako dowód warto przypomnieć sprawę KTO Rosomak. To przykład – wykonanej siłami komórek prasowych MON – kampanii informacyjnej, która w 2007 r. doprowadziła do diametralnej zmiany opinii publicznej na temat tego pojazdu. Kiedy zapadały decyzje o wysłaniu go do Afganistanu, transporter miał wyjątkowo „złą prasę”. Dlatego jednym z najpilniejszych tematów było to, żeby zmienić wizerunek produktu budzącego negatywne emocje społeczne. To przekładało się bowiem na nastroje żołnierzy wyjeżdżających na misję oraz ich rodzin. Z braku miejsca nie omówię dokładnie tych przedsięwzięć. Zostały one przeanalizowane w książce „LUBLINIEC.PL Cicho i skutecznie” . Pisząc najkrócej: w Departamencie Prasowo-Informacyjnym MON wytypowano i dopuszczono grupę kilkunastu dziennikarzy z mediów ogólnopolskich, specjalistycznych oraz regionalnych do m.in. niejawnych prób balistycznych. Z punktu widzenia osób odpowiedzialnych za kontakty z mediami w MON, wymagało to sporej pracy i pokonywania oporów wewnątrz resortu. Należało bowiem uzyskać zgody Ministra Obrony Narodowej, Szefa SKW, Dowódcy WL, a w kontaktach z mediami zagwarantować przestrzegania ambarga informacyjnego. Pozytywny efekt był wyraźnie widoczny. Dziennikarze na własne oczy przekonali się, że Rosomak to transporter wysokiej klasy. Dlatego od 26 kwietnia 2007 r. (to jest konkretna data wynikająca z planu kampanii informacyjnej) praktycznie nie pojawił się już w mediach poważniejszy zarzut dotyczący jakości KTO Rosomak. Odwrotnie, w relacjach dziennikarskich transporter zaczął być nazywany „Zielonym Diabłem”. A wcześniej dosyć popularne było określenie „Jeżdżąca Trumna”.
Przypomnienie roli kampanii informacyjnych prowadzonych w MON w 2007 r. jest istotne, gdyż powszechne współczucie opinii publicznej dla „żołnierzy z Nanghar Khel” to jeden z niezamierzonych efektów innej kampanii informacyjnej MON.
Jako rzecznikowi prasowemu ministerstwa zależało mi na zmianie nastawienia społecznego do żołnierzy służących na misjach w Iraku i Afganistanie. Po atakach na Polaków tabloidy pisały o „irackiej” czy „afgańskiej pułapce”, „konieczności zabrania naszych chłopców z nie naszej wojny”. Będąc dziennikarzem, który przez kilkanaście lat zajmował się problematyką bezpieczeństwa, a ostatnie kilka pracował w tabloidzie, wykorzystałem do tego metody stosowane właśnie w tabloidach. Wygenerowaliśmy podstawowy przekaz dla mediów: „Nasi żołnierze ryzykują życie w walce z terrorystami, bo w zamachach w Nowym Jorku, Madrycie Londynie ginęli Polacy, więc trzeba z nimi walczyć, żeby nasi rodacy za granicami byli bezpieczni”.
Efekt tych działań można było zauważyć w połowie sierpnia 2007 r., po śmierci por. Łukasza Kurowskiego, pierwszego Polaka, który zginął w Afganistanie. Doniesienia o tym tragicznym zdarzeniu były utrzymane w tonie szacunku dla bohatera, a nie – jak w przypadku poprzednich poległych – „niepotrzebnej ofiary nie naszej wojny”.
Drugi etap tej kampanii nazwaliśmy „wojskiem dla profesjonalistów”. Jednym z jej elementów była pierwsza akcja promowania zawodowej służby wojskowej. Generalnie chodziło o to, żeby żołnierzy pokazać jak zawodowców, którzy są godni szacunku, w których inwestujemy, ale od których też wymagamy. I którzy w swoich działaniach zachowują się profesjonalnie.
Problem polegał jednak na tym, że kampania miała być prowadzona przez kilkanaście miesięcy. A rzeczywistość pozwoliła wdrażać ją zaledwie przez kilka. Dlatego drugiego etapu nie zdążyliśmy zrealizować. A pierwsza część kampanii – budowa wizerunku żołnierza narażającego się dla naszego dobra – po „wydarzeniach z Nanghar Khel” obróciła się przeciw MON. Trzeba też pamiętać, że ta sprawa zbiegła się z bardzo gorącym okresem kampanii wyborczej.

2. Komunikaty w „sprawie Nanghar Khel”

Przypominając przebieg wydarzeń, jeszcze raz podkreślam, że analizuję je wyłącznie przez pryzmat polityki informacyjnej.
Do zdarzenia doszło 16 sierpnia 2007 r. Tego samego dnia, na stronie internetowej NATO ukazał się komunikat „Five killed, three injured in eastern Afghanistan” (we wschodnim Afganistanie, w wyniku wymiany ognia po ataku na patrol NATO zginęło pięciu cywili, a trzech zostało rannych).
Był to standardowy komunikat ISAF. W przypadku ofiar cywilnych, ISAF nie podaje narodowości żołnierzy, ale informuje ogólnie o „siłach NATO”. Niekiedy – ze względu na rozmiar zdarzenia lub jeśli strona przeciwna chce to wykorzystać propagandowo – wyprzedzająco podaje się narodowość żołnierzy. W praktyce najczęściej dotyczy to personelu USA.
Również 16 sierpnia, na stronie internetowej MON opublikowano komunikat o tym, że w Afganistanie Rosomak najechał na improwizowany ładunek wybuchowy, a żaden Polak nie odniósł obrażeń.
Kilka dni później, 22 sierpnia dziennikarz wiodącej stacji telewizyjnej poinformował mnie (rzecznika prasowego MON), że stacja poda informacje o śmierci cywili w Nanghar Khel, a resort ma 3 godz. (sic!) żeby się do tego przygotować. Zdecydowałem, że należy opublikować komunikat, a następnie nie unikać kontaktu z mediami. W sytuacjach kryzysowych milczenie pogarsza sytuację. Z jednej strony pojawiają się bowiem spekulacje mediów oraz negatywne wypowiedzi „ekspertów”, a z drugiej następuje milczenie MON. Nie zabierając głosu, instytucja wypada z obiegu informacyjnego. Trzeba także pamiętać, że najważniejsze są pierwsze przekazy, one kształtują opinię publiczną i zapadają w pamięć.
W komunikacie („Tragiczne zdarzenie w Afganistanie”) podaliśmy informację, że w wyniku wymiany ognia między żołnierzami a talibami doszło do ofiar wśród ludności cywilnej.
Dzień później, 23 sierpnia, w czasie kilku konferencji prasowych ówczesna opozycja zarzuciła MON „ukrywanie prawdy o Afganistanie”. Odpowiedzią ministerstwa była konferencja prasowa . Minister wyjaśnił m.in., że zgodnie z procedurami NATO już 16 sierpnia poinformowano o wydarzeniu.
24 sierpnia na stronie internetowej MON opublikowano komunikat SKW o tym, że jednym talibów zatrzymanych w czasie walki w okolicach Nanghar Khel jest przywódcą szczebla taktycznego i organizatorem zamachów m.in. na żołnierzy USA.
Komunikat o zatrzymaniu 7 żołnierzy został opublikowany po 2,5 miesiącach, 13 listopada . Przygotowała go i jednocześnie przejęła informowanie o sprawie Naczelna Prokuratura Wojskowa. Komunikat dotyczył zatrzymania żołnierzy.
Również 13 listopada Minister Obrony Narodowej wygłosił oświadczenie , że nie wpływał na pracę organów sprawiedliwości, a o winie lub niewinności zdecyduje sąd. Zapowiedział, że żołnierze mogą liczyć na pomoc resoru. (Pomoc prawną otrzymali po kilku dniach ).
14 listopada NPW wydała kolejny komunikat dotyczący m.in. kwalifikacji karnej czynów oraz opisu przebiegu zdarzeń.
Trzy dni później, 17 listopada resortem zaczął kierować nowy minister. Nie omawiam dalszych działań resortu, gdyż nie miałem już na nie wpływu.

3. Wnioski

Patrząc przez pryzmat polityki informacyjnej resortu, z omawianej sprawy wypływa kilka wniosków:
1. Nie zawsze polityka informacyjna musi być aktywna (aktywna – czyli instytucja sama wychodzi z inicjatywą informacyjną). Niekiedy – tak jak w przypadku Nanghar Khel – może być pasywna (instytucja odpowiada przynajmniej na część pytań). O ile jednak początek może być pasywny, to w dalszym etapie należy przejść do aktywnego prezentowania własnej narracji.
2. W resorcie obrony powinien powstać – wyłoniony z przedstawicieli komórek prasowych poszczególnych instytucji – zespół reagowania kryzysowego dedykowany do pracy przy najpoważniejszych przypadkach. Chodzi tu przypadki podobne do omawianego, a nie o typowe informowania o przypadkach szczególnych, czyli o rannych i poległych. Ta procedura – wprowadzona wiosną 2007 r. – w ciągu 5 lat zawiodła tylko dwa razy.
3. Na czele zespołu powinien stanąć koordynator mający przejrzyste kompetencje i wysokie umocowanie. W przypadku Nanghar Khel minister postanowił, że o sprawie będą informować organa, które ją prowadzą. Analizując tę decyzję przez pryzmat rozwoju wydarzeń, warto stwierdzić, że była ona roztropna, gdyż koordynator niechybnie zostałby oskarżony o manipulowanie informacjami. Ale z perspektywy czasu, po analizie przebiegu zdarzeń, trzeba stwierdzić, że działania informacyjne muszą być koordynowane.
4. Decyzje dotyczące współpracy z mediami nie mogą generować kolejnych sytuacji kryzysowych. W omawianym przypadku zgoda prokuratury na filmowanie żołnierzy skutych kajdankami, z zakrytymi głowami była co najmniej nieroztropna. Jedna z podstawowych zasad wpajanych na szkoleniach rzeczników prasowych mówi, że „jeden obraz wart jest tysiąca słów”. Tymczasem systematycznie powtarzane fotografie oraz telewizyjne „setki” z prowadzonymi, skutymi żołnierzami niezwykle sugestywnie przemawiały do wyobraźni widzów.
Należy przypomnieć, że zbyt długo nie było odpowiedzi na budzący olbrzymie społeczne emocje sposób zatrzymania żołnierzy. Realizująca to zadanie Żandarmeria Wojskowa wydała w tej sprawie komunikat dopiero 26 listopada. Informował on: „Zatrzymania dokonano na podstawie zarządzenia o zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu osób wydanym przez NPW (…) Komisja powołana przez Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej stwierdziła, że zatrzymania odbyły się zgodnie z prawem i przebiegały z poszanowaniem honoru i godności żołnierzy Wojska Polskiego. Żaden z zatrzymanych żołnierzy nie wniósł zażalenia na sposób postępowania żandarmów.”
Trzy dni później, 29 listopada NPW wydała komunikat : „Podczas zatrzymania nie doszło do naruszenia godności żołnierzy i honoru munduru, nie użyto siły fizycznej.”
Te działania były zdecydowanie spóźnione. W pamięci widzów i czytelników utrwaliły się bowiem wstrząsające opisy zatrzymywania żołnierzy na oczach płaczących dzieci i żon. Jedna z przyczyn tego stanu rzeczy wynikała z pewnej formy oportunizmu niektórych osób funkcyjnych. Był to czas intensywnej kampanii wyborczej, dlatego – co zresztą typowe w urzędach państwowych w takim okresie – niektóre osoby wyczekiwały na rozwój wydarzeń, zamiast podejmować działania.
5. Najpoważniejsze kryzysy w Siłach Zbrojnych wymagają współdziałania między najważniejszymi siłami politycznymi. Najlepszym do tego miejscem wydają się Sejmowa i Senacka KON. Istotnym elementem tej współpracy jest szybkie i pełne informowanie członków wymienionych komisji. Informowanie parlamentarzystów – zobowiązanych do przestrzegania przepisów o ochronie informacji niejawnych – może w pewnym stopniu uspokoić emocje mediów.
6. Wskazana jest większa powściągliwość w komentowaniu wydarzeń. To uwaga do polityków oraz osób, które nosiły mundur. Chodzi konkretnie o to, że wsparcie prawne resortu dla zatrzymanych oraz pomoc dla ich rodzin, nie powinny być łączone z jednoznacznym wsparciem moralnym dla zatrzymanych.
Pozwolę sobie na dygresję, która wyjaśni ten wniosek. Pracując nad książkami o elitarnych jednostkach wojskowych, zauważyłem pewną prawidłowość. Im wypowiadający się o „sprawie Nanghar Khel” był dalej od wydarzeń i ich bohaterów, tym większą darzył ich sympatią. Natomiast rozmawiając z żołnierzami, szczególnie tymi, którzy służyli w połowie 2007 r. służyli w Afganistanie, można usłyszeć skrajne oceny dotyczące omawianych wydarzeń.
Dlatego bardzo celowa jest powściągliwość w komentowaniu zarówno tego co się stało w Nanghar Khel, jak i późniejszych decyzji prokuratury i sądu. Szczególnie dotyczy to wypowiedzi, w których odwoływano się do pojęcia „żołnierskiego honoru”. Niekiedy brzmiały one bardzo populistycznie. Tym bardziej, że ze strony zatrzymanych nie padły – a powinny – wyrazy ubolewania z powodu tego, że w wyniku działań zginęli cywile.
Podkreślam raz jeszcze: część żołnierzy do teraz ma skrajne opinie o tej sprawie. Dowódcy oraz politycy zajmujący się obronnością mogą wspierać oskarżonych, ale nie powinni – właśnie ze względu na morale armii – jednoznacznie identyfikować się z jedną stroną wydarzeń.
7. Istotne jest to, żeby o działaniach resortu bez zbędnej zwłoki informować przedstawicieli mediów. Odwołam się tu do – wspomnianej wyżej – procedury informowania o przypadkach szczególnych. Przy jej opracowaniu zakładano, że procedura będzie niejawna. Udało mi się przekonać zespól, który pracował nad tym dokumentem, żeby był to dokument jawny. Zapoznaliśmy z nim dziennikarzy. Zdecydowanie ułatwiło to współpracę w sytuacjach kryzysowych.
Na koniec, niejako na pocieszenie, przypomnę, że nawet największe mocarstwa mają medialne problemy będące efektem operacji budzących szczególne zainteresowanie opinii publicznej. Najlepszym przykładem jest chaos informacyjny do jakiego doszło po operacji „Geronimo”, czyli wyeliminowaniu Osamy bin Ladena. Zamieszanie wynikało m.in. z rywalizacji kilku najważniejszych instytucji odpowiadających za bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych. Jednak nasi sojusznicy dosyć szybko wyciągnęli z tego wnioski i wprowadzili procedury zabezpieczające.