Rozmowa z Sylwią Szymańską, psychologiem i psychoterapeutą, kierującą zespołem psychoterapeutycznym oddziału całodobowego Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego, autorką i współautorką wielu opracowań dotyczących „stresu bojowego”:

Medycyna w Mundurze: Pracuje Pani w miejscu, w którym nie tylko leczycie, ale prowadzicie także bardzo intensywną działalność edukacyjną. Dlaczego?


SS: Klinika Stresu Bojowego to specyficzne miejsce. Pomagamy weteranom i ich rodzinom. Najczęściej żołnierz trafia do nas nie dlatego, że poczuł taką potrzebę. Zwykle zgłasza się, gdy staje na krawędzi: żona mówi „lecz się, albo odchodzę”, a koledzy w jednostce mają dosyć „krycia” jego nietypowych zachowań związanych z tym, że nie radzi sobie z doświadczeniami misyjnymi.

MwM: Jaka jest skala tego problemu?


SS: Z badań prowadzonych za granicą wynika, że po powrocie żołnierza z misji aż co trzecia para zauważa pogorszenie relacji w ich związku. I nie mówię tutaj o sytuacjach, w których u żołnierza można zaobserwować objawy zaburzeń stresu pourazowego. Bowiem w takich sytuacjach problemy w małżeństwach pojawiają się aż co u siódmej pary! W Polsce nie prowadziliśmy jeszcze takich badań, nie znamy więc skali zjawiska, ale wiemy, że na pewno jest. Oczywiście rodziny nie chwalą się swoimi problemami. Więc wielu ludziom mieszkającym – nawet w blokach wojskowych – wydaje się, że tylko u nich dzieje się coś złego, bo sąsiedzi żyją „normalnie”. Dlatego my mówimy o tych sprawach, o reakcjach, jak sobie z nimi radzić, gdzie szukać pomocy. Dzięki temu iluś ludzi zrozumie, że problem pojawiający się w ich domu nie jest czymś nadzwyczajnym. Że można z niego wyjść.

MwM: Opisywanie doświadczeń żon żołnierzy ma w tym pomóc?


SS: Żołnierze po powrocie przeżywają trudności natury psychicznej i fizycznej. To komplikuje codzienne życie. Może się objawiać niechęcią do spotkań ze znajomymi czy choćby kontynuowania dotychczasowych zainteresowań. Jeśli zarówno żołnierze, jak i ich najbliżsi będą znali te symptomy, mogą szybciej szukać pomocy. A w sprawach, o których rozmawiamy czas jest ważny.

MwM: W ostatnim numerze „Lekarza Wojskowego” pani koledzy opisali sporo takich przykładów. Podzielili je na takie podstawowe kategorie problemów: od zamykania się w sobie, przez agresję, po problemy w pożyciu intymnym. Czy nie możecie przygotować poradnika. Takiej „instrukcji obsługi żołnierza po powrocie z misji”? Wszystkim by to ułatwiło życie.


SS: Nie da się przygotować „instrukcji obsługi człowieka”. Jednym z problemów, na które zwracają uwagę żony jest milczenie mężów. Oni nie chcą opowiadać o misji, nie wiedzą jak zareagują bliscy, gdy dowiedzą się o wojennych przeżyciach. Nie wiedzą też jak ubrać w słowa to, co widzieli na wojnie, w czym brali bezpośredni udział. Z czasem ten problem nabrzmiewa. Milczą żołnierze, milczą partnerki. Podczas terapii to milczenie jest często niezwykle wymowne… A rozmowa jest niezbędna aby wyjść na prostą. Jednak nie ma jednej recepty, jak to robić? Wszystko zależy od dojrzałości związku. Jeśli żołnierz wyzna, że zabił człowieka, żona pomimo własnego przerażenia i zadziwienia może zareagować „przytuleniem” jego historii, bo tak naprawdę dla niej jest najważniejsze to, że po prostu wrócił z wojny żywy. Zdarza się jednak, że związek jest w kryzysie – być może to zaczęło się jeszcze przed wyjazdem – i wówczas taka informacja uzyskana od męża może się okazać zbyt trudna do udźwignięcia. Mam też poczucie, że żołnierze nie chcą mówić swoim kobietom, żonom, matkom swoich dzieci o wojnie, bo wojna jest „brudna”. A oni chcą, by kobietom udało się zachować „czystość”, by ten „brud” ich nie pochłonął.
Partnerki zwracają uwagę na kolejny problem. Resort obrony udziela pomocy weteranom, w zdecydowanie mniejszym stopniu – ich rodzinom. W literaturze przedmiotu można znaleźć takie pojęcia jak „stres współczucia” czy „zmęczenie współczuciem” u żon żołnierzy cierpiących na PTSD po powrocie z wojny. Badacze zagadnienia mówią wręcz o tym, że cierpienie psychiczne żony jest nie tylko funkcją PTSD jej męża, lecz także wpływa na to zaburzenie. Wydaje się, że najtrudniej na jakość relacji małżeńskiej wpływają takie objawy u weteranów jak wyobcowanie emocjonalne czy poczucie odrętwienia emocjonalnego. A przecież, dzielenie się przeżywaniem jest częścią składową budowania intymności w związku. Mówiąc najprościej: weteran z problemami zaraża swoją rodzinę.

MwM: Żony mocno podkreślają znaczenie wsparcia społecznego dla żołnierzy. Im jest ono niższe, tym trudniej poradzić sobie z prywatnymi problemami?


SS: Z kilkunastu czynników mających wpływ na rozwinięcie objawów PTSD dużą rolę przykłada się do tzw. wsparcia społecznego. Z relacji rodzin żołnierzy poszkodowanych podczas misji w Iraku i Afganistanie przebija takie dotkliwe poczucie braku społecznego zrozumienia ich sytuacji. Jest ono szczególnie silne u rodzin, które straciły najbliższych na misji. Niedawno byłam na organizowanych warsztatach integracyjnych organizowanych przez Stowarzyszenie Rodzin Poległych Żołnierzy „Pamięć i Przyszłość”. Było tam około pięćdziesiąt osób. To nasz pierwszy kontakt z tym Stowarzyszeniem, ale w Klinice już od kilku lat hospitalizujemy matki, które nie potrafią wrócić do w miarę normalnego funkcjonowania po śmierci syna na wojnie. Tym matkom trudno jest utulić się w swoim cierpieniu. Ich osobisty świat rozsypuje się na kawałki. To bardzo poruszająca część naszej pracy terapeutycznej w Klinice.

MwM: Co ma zrobić weteran albo ktoś z jego bliskich, jeśli czuje, że potrzebuje pomocy?


SS: Warto poprosić o pomoc psychoprofilaktyka we własnej jednostce wojskowej lub w Wojskowej Pracowni Psychologicznej. Jeśli z jakichś powodów to rozwiązanie nie wchodzi w rachubę, należy szukać korzystać z cywilnych poradni zdrowia psychicznego. Zawsze można też skontaktować się z naszą kliniką – telefonicznie: (22) 6816450 lub pocztą elektroniczną: sszymanska@wim.mil.pl.

Rozmawiał: Jarosław Rybak

Wyznania żon weteranów

Na jakie zachowania mężów najczęściej skarżą się żony żołnierzy wracających z misji?

Zamykanie się w sobie


„Nie jest dokuczliwy, ale przestał rozmawiać. (…) Jest pokój, gabinet, zamyka się w świecie komputera i informatyki i tym żyje, to mu daje jakąś siłę. Spokojny był zawsze, ale teraz zamknął się w sobie. Jak się chce z nim rozmawiać, to trzeba to wyciągać. Był kiedyś inny, można było porozmawiać, wyszliśmy, rozerwaliśmy się ze znajomymi, a teraz nie – zrobił się taki domownik, komputer, gierki – to jest to, co robi teraz. – To tak, jakby pilotem się go wyłączyło. Wtedy do niego nic nie dociera. Nigdy nie miał problemów z pamięcią, a teraz idzie do sklepu, ma kupić trzy rzeczy albo dwie. Wraca i zapomniał dziecku lizaka kupić. Pyta się go dziecko: „Tata, czy kupiłeś mi lizaka?” A on mówi, że nie, że zapomniał. Wtedy dziecku jest przykro. Naprawdę często zapomina, często jest rozkojarzony.”

Niechęć do mówienia bliskim o traumatycznych doświadczeniach na misji


„Był tylko na jednej misji – w Iraku. Dużo osób wtedy zginęło, ale nie mówił mi o tym. Mało rzeczy mi mówił, a ja musiałam to z niego wydobywać. Nie chciał rozmawiać. – Mój mąż zawsze dużo mówił, więc są te opowieści, ale uwierzcie mi, po sześciu latach ja się nadal dowiaduję nowych rzeczy. Niby bardzo dużo mi powiedział po powrocie z Iraku, po leczeniu, ale są rzeczy, o których dowiaduję się dzisiaj, takie rzeczy bardzo drastyczne. Na przykład moment, kiedy miał odbezpieczoną broń i czekał chwili, czy strzelić sobie w głowę, czy pozwolić ją sobie ściąć, bo było tam takie zajście. O takich rzeczach bardzo ciężkich dla niego ja dowiaduję się systematycznie co jakiś czas. Jak wrócił z misji zadałam mu takie proste pytanie: Co się wydarzyło? A on mi powiedział w ten sposób: „Przyjdzie kiedyś taki czas, to ci wszystko opowiem”. Minęło 6 lat i nic mi nie powiedział. Są zdjęcia, są filmy, których od sześciu lat nie ruszył. Stwierdził, że nie jest w stanie wrócić do tego, zobaczyć tego jeszcze raz.”

Wzmożona nadwrażliwość, nerwowość i złość


„Już w tej chwili jest trochę inaczej, ale na początku te wybuchy złości, wściekłości, agresji były potworne. On nas nie bije, nie szarpie, ale nie wiem, co by było, gdybyśmy wchodzili mu w drogę. A może ja mu powinnam wchodzić w drogę, brać się pod boki i mówić: „Słuchaj, bo jak ci przyłożę, to się w końcu uspokoisz!?” No bo walczę z tym cztery lata i nic nie jest lepiej. Takie głaskanie, wchodzi w krew, żebyśmy schodzili mu z drogi. Ja już głupieję normalnie.”

Nawracające, stresujące koszmary


„Kiedyś nie mógł zasnąć, a jak zasypiał, to przebudzał się i miał różne zwidy. Widział postać dziecka, był bardzo przerażony, musiałam go uspokajać i też nie wiedziałam, jak go uspokoić, w sumie to go przytulałam tak jak małe dziecko się przytula i głaszcze. Ten stan trwał bardzo długo, ze dwa lata. Teraz jest tak już w mniejszym stopniu, już minęło.”

Niezrozumiałe pragnienie ponownego wyjazdu na misję


„Ktoś pytał o jego największe marzenie, a on na to: „Moim marzeniem jest biegać i wrócić na misję”. No biegać to zrozumiałe, bo skoro nie ma nogi, to chciałby biegać z powrotem normalnie, bo w protezie nie da rady. To jeszcze mogę pojąć, bo to jest faktycznie marzenie moje i jego. Ale żeby jeszcze raz pojechał na misję, no to mnie to zwaliło z nóg. Żeby po takich ciężkich przeżyciach, jego cierpieniu takim bardzo mocnym, fizycznym, które trwało rok czasu. Walka o życie, o zdrowie, o każdy centymetr nogi, który był odcinany stopniowo i nagle coś takiego słyszę po iluś tam latach, to jest szokujące.”

Myśli depresyjne związane z niemożnością spełniania się w pracy


„Mój mąż na przykład mówi, że wolałby nie żyć. Bo on uważa, że to co robił, było dla niego pasją największą. On nie może teraz służyć, ale mówię mu, żeby się cieszył tym, że ma pracę w ogóle, że wcale nie mamy tak najgorzej. Ale on mówi, że wcale nie potrafi się tak cieszyć, że ta praca, to co teraz robi, tak naprawdę, nie jest jego pasją.”

Nadużywanie alkoholu


„Był zdenerwowany, impulsywny, po prostu sięgał po alkohol, bo to mu pomagało zasnąć, zapomnieć o tym problemie. (…) To przechodziło w ciągi, nawet do tej pory musi sobie wypić na wieczór z cztery lub pięć piwek, żeby zasnąć. To jest teraz taki problem bardziej alkoholowy. Jest stale na lekach, nie śpi bez tabletek. Sprawia wrażenie takiego wesołka, ale to jest tylko taka maska, którą on zakłada. W rzeczywistości są okresy kiedy się wycofuje, kiedy nie śpi całymi nocami, kiedy spaceruje.”

Zaprzeczanie doświadczanym dolegliwościom fizycznym i psychicznym


„Mój to ma takie cechy jeszcze po tym, jak był dowódcą. Dowódca nie może się przyznać, że go coś boli, a na pewno nie, że ma problemy psychiczne. On uważa, że u niego problemu nie ma. Że te problemy dotyczące stresu bojowego u niego nie występują. Że to ja mam problemy.”

Jak pobyt na misji wypłynął na relacje w związku?

Zobojętnienie i brak zainteresowania pożyciem intymnym


„Mój mąż w ogóle nie jest zazdrosny. Każe mi iść do innego. On myśli, że jest na tyle dziwny, jakiś chory, że ja nie powinnam sobie nim zawracać głowy.”

Podejrzliwość i chorobliwa zazdrość


„A mój powiedział, że jeśli kiedykolwiek poszłaby z jakimś innym, to by mnie zabił. W ogóle jest tak zazdrosny, że ja się boję z jakimkolwiek mężczyzną rozmawiać, bo już się boję reakcji jego. Czasami jest to bardzo ciężkie, bo ja się czuję przez to, jakbym go naprawdę zdradzała. Mam takie poczucie winy.”

Konsekwencje niepełnosprawności męża

Radzenie sobie z przewlekłym cierpieniem fizycznym żołnierza


„Mój mąż jest dopiero rok po wypadku. Jemu rękę urwało. Miał wątrobę uszkodzoną, jelita. Opowiadał, że rękę tam gdzieś znaleźli talibowie, machali tą ręką. Ja jak pojechałam do Ramstein, to za wszelką cenę chciałam mu pomóc. Jeszcze nic pozaszywane nie miał. Wszystkie sączki, worki, te maszyny ssące, ściągające. Ciężko było, ale musiałam wytrzymać. Jak on nie chciał nic, to ja mówiłam – wstawaj! Nie było dyskusji. Nie było czegoś takiego, że proszę cię, czy płacz, czy lament. Tylko było na siłę. Ja myślę, że ten pobyt w Ramstein wzmocnił i mnie i jego i tak naprawdę nie mogę powiedzieć, żeby coś się teraz działo.”
„Ja po powrocie męża zamiast czwórki dzieci miałam piątkę, bo w zasadzie męża musiałam traktować tak jak dziecko. Musiałam być na każde pstryknięcie. Musiałam przewidzieć, co się może zdarzyć i odsuwać na bok wszelkie przeszkody, tak jak przy małym dziecku, które uczy się chodzić.”

Niepokój, czy wykonując swoje obowiązki żony nie przynoszą mężom dodatkowego cierpienia


„My się bardzo staramy, ale czy mój sposób reakcji na jego zachowanie jest prawidłowy, to ja tego nie wiem. Nikt mi tego nie powiedział. Mi się wydaje, że tak. Ale to mi się może tylko wydawać. Ja mogę popełniać bardzo karygodne błędy. To są trudne zachowania dla rodziny. Jak reagować? Jak reagować na zachowania tego typu? My nie wiemy, czy dobrze reagujemy. Czy go głaskać, czy na niego krzyczeć, czy go postawić do kąta? No nie mamy na to sposobu.”

Objawy cierpienia psychicznego u żon weteranów


„Ja już się nabawiłam nerwicy przy nim. Mąż się dziwi, że ja schudłam. Czemu schudłam? Chodzę cały czas na paluszkach. Nie wiemy, czy mam chodzić na palcach do końca życia? Kiedy to się uspokoi. On ma leki, ale on tych leków nie bierze. Bo jemu źle, bo jest senny. Mówi się o tym PTSD, ale my, jak z nimi przebywamy, też jesteśmy zmęczone. My też mamy to PTSD. Tak naprawdę mówi się o tym, co to jest, ale nie mówi się, jak sobie radzić z osobą, która jest chora.”

Walka o zachowanie własnej tożsamości na rzecz roli opiekunki cierpiącego męża


„Wyręczałam go w wielu sprawach, choć nie musiałam. A potem było – nie wychodź sam, bo Jezu, stanie Ci się coś strasznie złego i co jak mnie nie będzie przy tym? I chyba ja doprowadziłam do takiej sytuacji. Potem szukałam sposobu zaktywizowania męża, ale to już było za późno. (…) Chyba tak naprawdę to od roku, może od pół roku ja zaczęłam dostrzegać w tym wszystkim siebie. Kiedy już chyba stwierdziłam, że nie mam już siły wiecznie gdzieś walczyć o kogoś, gdzie ja w tym wszystkim jestem?”

Wsparcie dla rodziny żołnierza poszkodowanego w misji

Trudności w uzyskaniu szybkiej specjalistycznej pomocy medycznej


„Chciałam umówić męża na początku lipca na rehabilitację, a pani mi mówi, że tak, ale wolny termin jest dopiero na połowę października. No i znowu zaczęła się walka.”

Osamotnienie rodziny w staraniach o powrót weterana do zdrowia


„Ale to jest tak, że wraca tylko ranny żołnierz. Bo później, po takim wypadku, to czy on psychicznie ma różne problemy czy dolegliwości fizyczne, to później ranna jest cała rodzina. Po prostu później to my wszyscy walczymy o to, by nam było lepiej. A w sumie cała taka odpowiedzialność za jego choroby, za jego rany spoczywa tylko na rodzinie. Teraz on jest jak zepsuta lalka, odstawiona do kąta. Dowódca potrafi czasem powiedzieć: „Niech się w ogóle cieszy, że pracuje, że został w armii”. Czy jemu ktoś, kurde, robi łaskę, że on został w tej armii? To nie jest tak, nie ma awansowania, nie ma tej pracy, którą by lubił.”

Brak zrozumienia przez społeczeństwo sensu udziału polskich żołnierzy w misji


„Ja odnoszę wrażenie, że ludzie w ogóle nie rozumieją, po co nasi żołnierze tam są. Uważają, że to jest nonsens, głupota, strata państwowych pieniędzy. I tu jeszcze jakieś odszkodowanie, kiedy żołnierz zginie. Ja wiem, że mój był przygotowany merytorycznie, on wiedział dlaczego tam jedzie, chciał tam jechać i czuł, że jest to ważne i potrzebne. Natomiast ludzie w Polsce tego nie wiedzą i myślą, że cała ta misja to bzdura i jeżeli pojechali tam, to dla pieniędzy i jeżeli giną, to ich wina. Wiem, że to nie są zawsze na głos wypowiadane opinie, ale wydaje mi się, że ludzie tak myślą.”
Czytaj na stronie Wojskowego Instytutu Medycznego