Czynów chwalebnych nie dokonaliśmy. Tekstów i zdjęć na miarę Pulitzera nie popełniliśmy. Nawet nie mamy jakichś szczególnie traumatycznych wspomnień z wojny. Ale była to niezła przygoda. Dokładnie dziesięć lat temu z kolegą-fotoreporterem Michałem Niwiczem obserwowaliśmy działania żołnierzy piątej zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku.


Po dłuższych pobytach w Kosowie, Macedonii, Bośni i Iraku czułem się już jak rasowy korespondent wojenny. Do tego miałem misję: Michał był człowiekiem, który nie miał nic wspólnego z armią. Pierwszy poważniejszy materiał wojskowy miał robić w ogarniętym wojną Iraku. Postanowiłem więc być jego przewodnikiem po skomplikowanej materii jaką jest armia. W zamian Michał wykonał parę zdjęć, które możecie tu zobaczyć.

1

W drodze z Kuwejtu do Iraku.

Ochrona naszego konwoju.

Było mi tym łatwiej, że Michał ciągle się dziwił, werbalizując swoje stany emocjonalne pod postacią wieczornych refleksji. Leżeliśmy w kampie, a Michał dzielił się wrażeniami z mijającego dnia. Nawet błyskotliwy cywil może mieć problem ze zrozumieniem starej wojskowej zasady, streszczającej się w powiedzeniu carskich żołnierzy: „ty kamandir – ja durak, ja kamandir – ty durak”. Tłumacząc na polski: rację ma ten, kto akurat dowodzi. Mój kolega był więc zaskoczony, że można mieć absolutną rację, ale absolutnie nie mieć nic do powiedzenia, bo się jest podwładnym człowieka, który racji nie ma, ale ma wyższy stopień.

Kiedyś poznaliśmy kpt. „Aplauza”. Nie rozumieliśmy, skąd się wzięła ksywka oficera. Do czasu wyjazdu na nocny patrol. Kapitan był zawsze zadowolony i optymistycznie nastawiony do otaczającej go rzeczywistości. Na pytanie czy lepsze są polskie, nieopancerzone honkery czy – lepiej chroniące załogę – amerykańskie humvee, odpowiedział filozoficznie: „I te, i te są dobre. Honkery są lekkie i zwinne, więc w czasie patrolu mogę nimi zajechać przeciwnika z boku, a humvee są ciężkie więc zaszachują przeciwnika z przodu”.

Dopełnieniem tego obrazu był przełożony kpt. „Aplauza”, który świeżo poznanym osobom rozdawał maskotki przynoszące szczęście. Pluszaki łudząco przypominały prezenty dodawane wtedy do zestawów w polskich McDonaldach. Ale z dużą radością przyjęliśmy podarki i nosiliśmy w widocznym miejscu. Podobnie jak kilku podwładnych darczyńcy.

25 stycznia 2006 r. Nocny patrol w okolicach autostrady „Tampa” łączącej Kuwejt z Bagdadem.

Wyedukowani przez kpt. „Aplauza”, w czasie tego patrolu poznaliśmy zalety Honkerów i Humvee.

12

Tylko wybitny fotoreporter wojenny mógł mi zrobić taka fotę 😉

Do dziś z wielką sympatią wspominam Zespół Prasowy tej zmiany PKW. Kierował min ppłk Sylwester Michalski, dzielnie mu pomagali: kmdr ppor. Bartosz Zajda i chor. Robert Suchy (panowie – darujcie, jeśli pomyliłem stopnie, to było dziesięć lat temu!).

Z Sylwkiem i Bartkiem znaliśmy się od czasów, gdy pracowałem w „Trybunie Śląskiej”, a potem w „Polsce Zbrojnej”. Jednak w styczniu 2006 r. w Iraku reprezentowałem „Super Express” niezbyt ceniony w resorcie obrony. Do tego przez kilka poprzednich lat odnosiłem wrażenie, że nie jestem ulubionym autorem czytelników z ul. Klonowej i Niepodległości (cywilom wyjaśniam, że to lokalizacje siedzib najważniejszych ludzi w MON). Ponieważ nie byłem pupilem poprzedniego kierownictwa MON, więc w grudniu 2005 r. nowe zadecydowało, że ekipa „Super Expressu” powinna znaleźć się w Iraku w pierwszej kolejności.

4

Pokój socjalny w „zakątku dziennikarskim”. Bałagan i butelki to – oczywiście – pozostałość po naszych poprzednikach 😉 Właśnie sięgam po amerykańską rację żywnościową.

5

Nasz kamp. Nieporządek utrzymywaliśmy celowo, chcieliśmy żeby pokój przypominał zaplecze socjalne.

6

Miejsce pracy. Buty wskazują jaka w styczniu jest pogoda w Iraku.

W tamtych czasach nie wszyscy w MON darzyli mnie sympatią. Nie z powodu pogłębionych, nieprzychylnych analiz sytuacji w Siłach Zbrojnych RP (żeby takie pisać trzeba mieć bowiem jakąś wiedzę), ale krótkich form dziennikarskich poświęconych wojskowej rzeczywistości. W „Superaku” pisałem m.in. o zakupie samolotów CASA, które zamówiono bez opancerzenia oraz środków samoobrony. Na pytanie jak te samoloty mają latać do Iraku i Afganistanu, otrzymałem oficjalną odpowiedź (zachowałem to pisemko), że zakupiono takie samoloty, gdyż nie przewidywano, aby były wykorzystywane w strefie wojny.

Zdarzyło mi się też opublikować materiał o uroczystym chrzcie okrętu podwodnego typu Kobben. Z Norwegii pozyskaliśmy pięć takich, używanych jednostek. Sęk w tym, że tylko cztery samodzielnie dotarły do Polski. Ostatni został przyholowany i miał być magazynem części zamiennych. Ale i on został ochrzczony. Nadano mu dumne imię „Jastrząb”. Decydentom w MON nie podobało się, że napisałem, iż takie działania mogą sugerować budowę papierowych zdolności bojowych naszej Marynarki Wojennej.

Pewną konsternację wzbudził też – dosyć szeroko cytowany materiał – o tym, że w ramach oszczędności do uszczelniania czułych końcówek „Kryla” (systemu ochrony portu wojennego w Gdyni), zamiast oryginalnych osłon stosuje się tańsze zamienniki – dostępne w każdym kiosku prezerwatywy.

7

Mieliśmy okazję sprawdzić, jak okolice Diwaniji wyglądają z lotu ptaka.

8

We wnętrzu Mi-24. Michał notorycznie nie przestrzegał kodu mundurowego. Nie zakładał obowiązkowego nakrycia głowy.

23 stycznia 2006 r. Mi-24 w okolicach bazy „Echo” w Diwaniji.

Pojawiając się z takim bagażem publikacji rozumiałem rozterki ludzi z Zespołu Prasowego. Znaliśmy się, ale jak wiadomo, dziennikarzowi – nawet znajomemu – lepiej nie ufać, bo zbytnia otwartość może ściągnąć kłopoty i przekreślić karierę. Ale wyszło bardzo dobrze, do dziś możemy pójść na piwo. W czasie tego pobytu w Iraku zebrałem sporo materiału do moich książek. Poznałem też ludzi, z którymi do dziś utrzymuję kontakt. No i najważniejsze: pokazałem Michałowi armię od środka i zrobiłem z niego początkującego fotoreportera wojennego. Irackie doświadczenie ugruntował w Afganistanie, do którego wyjechał, gdy zostałem rzecznikiem prasowym MON.

13

Powrót. Amerykańska baza w Kuwejcie. W 2006 r. ten plecak JanySport nie był nowy, ale sprawdził się świetnie. Co ciekawe używam go do dziś, to solidna konstrukcja Pawła Janysta.