W miłej i spokojnej atmosferze bawiło się kilkuset ludzi, którzy przyjechali świętować 30-lecie Speleoklubu Brzeszcze. Tradycyjnie SpeleoBrzozówki odbyły się w pobliżu Brzozowej – jednej z największych jaskiń na Jurze Krakowsko-Wieluńskiej, odkrytej przez członków klubu. Na szybko po imprezie zebrałem nowe zdjęcia i stare wspominki.

Patrząc z perspektywy trzech dekad – wiele się zmieniło. Zarosło wzgórze z kiedyś odsłoniętymi skałkami. Cywilizacja w postaci agregatów prądotwórczych kiedyś była nie do wyobrażenia. Do okolicznych jaskiń nie trzeba dojeżdżać pekaesami, na piechotę pokonując potem kilometry dzielące najbliższy przystanek autobusowy od wejścia do dziury. Słuchając młodzieży przybyłej pod Brzozową przypomniałem sobie, jak z ironicznym uśmiechem ja słuchałem przed laty jakichś starszych panów, opowiadających o dawnych czasach, w których niczego nie było. Dziś to my jesteśmy tymi starszymi panami 😉

Miejsce akcji. Tłumów jeszcze nie ma.

Korzystając z rocznicy, przygotowałem nową wersję „alfabetu pierwszego prezesa”. Polecam lekturze!

Od alkoholu do „Zamarłego”

13 października 1989 r. trzynastu młodzieńców postanowiło powołać do życia Harcerski Klub Speleologiczny. Jego bazą była Komenda Hufca ZHP Brzeszcze. Pierwszy zarząd prezentował się nad wyraz godnie: prezes – Jarosław Rybak, szkolenie – Artur Łach, Janusz Chowaniec i Robert Pest, skarbnik – Piotr Goc, kronikarz – Robert Wykręt, magazynierzy – Krzysztof Moc i Krzysztof Papuga.

Już dawno, na katowickim AWF, powstała praca magisterska o klubie. Jednak nasza historia nadaje się na niejeden doktorat, kilka książek, a na pewno na jeden alfabetyczny spis subiektywnych wspominek pierwszego prezesa.

A – Alkohol

Ze względu na harcerską genezę klubu obecny w sposób nienachalny. Eksperymenty z nim miały jednak miejsce. Odnotowano przypadek spożycia nalewki wiśniowej. Uczestnicy spotkania pili nalewkę, a pozostający wierny ideałom harcerskim „Sznurek” odmówił spożycia płynu wysokoprocentowego. Jadł wyłącznie owoce wyciągnięte z nalewki. Już w krótkiej perspektywie czasowej okazało się, że nie było to rozwiązanie przyjazne dla niewyrobionego organizmu małoletniego „Sznurka”.

B – Bandaże

Uprząż biodrowa, którą pierwszy prezes własnoręcznie uszył z pasów tapicerskich łączonych mocną nicią krawiecką. Sprzęt wyglądał dumnie do pierwszego prania. Po kontakcie z wodą, określenie „bandaże” doskonale oddawały wygląd. Choć nie wzbudzały zaufania, to jednak nigdy nie zawiodły. Choć za każdym razem pierwszy zawis w tej uprzęży, podczas kolejnych wypraw, budził silne emocje u właściciela i osób towarzyszących.

Grotołazi to środowisko konserwatywne. Dlatego podział ról jest jasny (patrz: E – jak Emancypacja).

C – Ciemna

Jaskinia obecnie dostępna turystycznie, pozioma, składająca się z jednej dużej komory i krętego korytarza. W pierwszych latach istnienia HKS była to jednak grota do której penetracji przygotowywano się nadspodziewanie poważnie, przebierając się przy wejściu w kombinezony, kaski i inne atrybuty charakterystyczne dla prawdziwych grotołazów.

W czasie współpracy z Ojcowskim Parkiem Narodowym, Ciemna była też noclegownią klubu.

Pobyty w Ciemnej to także co najmniej dwie ciemne plamy na historii klubu i polskiej ekologii. Można je już bezkarnie ujawnić, ponieważ od wydarzeń minęło ponad 25 lat, a to czas przedawnienia najpoważniejszych zbrodni. Pierwsza: mieszana grupa członków klubu przyjechała do Ojcowa w czasie ulewy, do jaskini dotarli totalnie przemoczeni. Gdy każdy był zajęty ratowaniem własnego dobytku, pełny dobrych chęci „Bush” rozpalił w środku ognisko. Miało ono pomóc w szybkim ogrzaniu przemoczonych. Pomimo szybkiego ugaszenia, zapach dymu pozostał na długo. Druga: o zachodzie słońca „Parpiś” gnany romantyzmem wdrapał się na skałki przed Ciemną. Usiadł i wzruszał się zachodem słońca nad doliną Prądnika. Jakiś czas później botanik pracujący w OPN opowiadał pierwszemu prezesowi, że „jakiś skur… wlazł mu na skałkę i zadeptał stanowisko macierzanki wczesnej”. Botanik od kilku lat, co tydzień monitorował to miejsce, liczył odnogi, zapisywał ile zakwitło, ile zwiędło, ile jest zarodników. Z powodu romantyzmu „Parpisia” zakończył dziennik zapisem „Stanowisko uległo zniszczeniu”. Dla niewtajemniczonych: macierzanka wczesna to gatunek rzadki w Europie, w Polsce występuje tylko w Ojcowie. Po rozmowie z botanikiem, pierwszy prezes do dziś pamięta, że po łacinie nazywa się Thymus praecox. Tak więc młodzi grotołazi z Brzeszcz odcisnęli piętno („Parpiś” – pośladki) na dziedzictwie przyrodniczym Ojcowa.

D – Dziewczyna

Własna była pragnieniem każdego ambitnego młodzieńca. Problem pojawiał się, gdy jedna dziewczyna okazywała się obiektem zainteresowania więcej niż jednego grotołaza. Historia klubu zanotowała takie przypadki.

E – Emancypacja, obecnie „gender”

Przyspieszony proces usamodzielniania, któremu poddawano grotołazów płci przeciwnej. Polegał on na zmuszaniu do samodzielnego transportu sprzętu. Od tej zasady bywały wyjątki (Patrz – D i M).

Od trzech dekad mistrz niepozowanych zdjęć.

F – Fajne pomysły „Sznurka”

Zbiór rozłożonych w czasie i miejscu pomysłów o sporej dozie absurdu. Objawiały się w różny sposób. Np. w czasie odwiedzin domu, popularnych w klubie, sióstr M. koledzy schowali „Sznurkowi” buty. Przy wyjściu ten bez zmrużenia oka założył mocno wyeksploatowane obuwie robocze szwagra sióstr M. i pomaszerował w nim w odwiedziny do siostry pierwszego prezesa (niesiony emocjami opisanymi pod D i M). Pozostawione przy drzwiach wejściowych obuwie wzbudziło w mamie pierwszego prezesa i jego siostry obawy, czy posiadacz takiego obuwia to właściwa sympatia dla jej córki.

Innym pomysłem „Sznurka” było wykonanie napisów „Własność Rybaka” – trudnozmywalnym pisakiem – wewnątrz nowych butów ojca pierwszego prezesa. Ponieważ o buty było przed ćwierćwieczem dosyć trudno, a w Małopolsce Zachodniej zdejmuje się buty przychodząc w gości, pomysł „Sznurka” nie wpłynął pozytywnie na budowę pozytywnych relacji między dorastającym synem a jego ojcem.

G – „Gwiezdne Wojny”

Doskonalony w czasie wyjazdów, cykl aktywności słowno-muzyczno- pseudoteatralnych, w czasie których – korzystając z improwizowanych środków przygodnych – ściśle wyselekcjonowani członkowie klubu odtwarzali sceny z kultowego hitu kinowego. „Sznurek” obsadził rolę Luka Skajłokera, pierwszy prezes – Hana Solo, Iza – księżniczki Leji. Najmniejszą popularnością cieszyły się role dwóch, skądinąd sympatycznych, robotów. Obsadzono w nich „Parpisia” (C3PO) i „Zamarłego” (R2D2), gdyż ówczesną fizjonomią byli najbardziej zbliżeni do postaci z filmu.

W tym kotle powstała zupa dla uczestników spotkania.

G – Gołe koleżanki

Obiekt nieosiągalnych marzeń niejednego grotołaza płci męskiej. Kiedyś pierwszy prezes postanowił je przybliżyć „Zamarłemu”. Zaplanował sporządzenie książeczki wyklejonej gazetowymi zdjęciami nagich pań, którym należało dodać głowy koleżanek z szeroko rozumianego otoczenia klubu. W realizacji tego planu nieodzowny był „Sznurek”, ponieważ: 1) posiadał umiejętność robienia i wywoływania zdjęć, 2) jego ojciec zgromadził bogatą kolekcję pisma „Razem”, na którego ostatniej stronie – oznaczonej jako „Osobno” – zamieszczano nagie zdjęcia kobiet. Plan realizowano w pokoju „Sznurka”. On z wielkiej sterty pism odrywał ostatnie strony, a pierwszy prezes skrupulatnie wycinał zdjęcia. Gdy na kolanach wycinającego było sporo wizerunków nagich pań, „Sznurek” stwierdził, że przygotuje herbatę. Wyszedł, a wracając zamiast szklanek z płynem wprowadził swoją mamę mówiąc jej, że pierwszy prezes kolekcjonuje takie zdjęcia i prosił go, żeby pozwolił powycinać gołe panie. Do dziś pierwszy prezes ma głęboki dylemat natury moralnej dotyczący tego, co bardziej zabolało: zdrada przyjaciela, czy wzrok matki-nauczycielki patrzącej na nastolatka obłożonego kompromitującymi zdjęciami. Album powstał, niestety, ani „Zamarły”, ani zwizualizowane koleżanki nie podzielali typu poczucia humoru autorów prezentu.

H – HKS

Pierwsza nazwa klubu. W 1991 r. została zmieniona na Harcerski Klub Taternictwa Jaskiniowego. Oficjalnie nowa nazwa bardziej przystawała do specyfiki działania. Faktyczne powody były natury ambicjonalnej. W czasie podróży pociągiem „Kmita” zauważył napis na murze w Katowicach „HKS jest cienki jak dupa węża”. Choć chodziło o klub sportowy, to jednak honor nie pozwalał, aby ktoś brzeszczańskich grotołazów porównywał do odwłoku gada.

I – Innowacyjność

Zdolność do samodzielnej produkcji sprzętu niezbędnego do działalności jaskiniowej (Patrz – B) oraz eksperymentalnego stosowania technik jaskiniowych, pozwalającymi na pełne wykorzystanie walorów posiadanego sprzętu. Innowacyjną metodą zjazdu na „tyrolce” była – testowana przez „Busha” – możliwość zastąpienia standardowego karabińczyka skórzanym paskiem z własnych spodni. Ponieważ pasek został uznany za sprzęt podwójnego zastosowania (jednocześnie do podtrzymywania spodni i zjazdu), testujący przeciągnął linę przez pasek włożony w spodnie. Po opuszczeniu stanowiska zjazdowego gwałtownej destrukcji uległy wszystkie szlufki. Następnie, na skutek tarcia, doszło to przerwania ciągłości substytutu karabińczyka i upadku „Busha” z wysokości kilku metrów. Eksperyment potwierdził dwie prawdy: 1. „Bush” był twardym, odpornym na uderzenia grotołazem, 2. Paskiem nie da się zastąpić karabińczyka.

Scena się robi. Będzie potrzebna wieczorem.

J – Jedzeniowe eksperymenty

Trudna sztuka łączenie produktów zwykle nie komponujących się spożywczo. Do takowych zaliczamy – mrożący krew w żyłach – pomysł „Sznurka” w czasie biwaku w Złotym Potoku. Po grzybobraniu przyszły leśniczy „Piętlik” odrzucił sporą część grzybów zebranych przez „Sznurka”, uznając ją za niejadalne lub trujące. Urażony zarzutami o braku wiedzy związanej z walorami spożywczymi runa leśnego, „Sznurek” zebrał odrzucone grzyby, dodał kilka jajek i skonsumował pod postacią jajecznicy.

Na tymże biwaku miał miejsce inny epizod kulinarny. W czasie wspólnego gotowania herbaty, „Bush” wlał do garnka z napojem koncentrat jakiegoś soku wysokosłodzonego, a pierwszy prezes wsypał cukier z plastikowego pojemniczka. Płyn był obrzydliwy, konsumujący powzięli przekonanie, iż smak to efekt zastosowanego koncentratu. Ponieważ jednak „Bush” był silny, a jednocześnie szybko się denerwował, wszyscy pili napój nie podnosząc kwestii smaku. Historia wyjaśniła się po jakimś czasie. Pierwszy prezes posiadał dwa takie same pojemniczki na sól i cukier. Pomylił je podczas doprawiania herbaty.

K – Koralowa

Jaskinia niezbyt trudna technicznie, pod dwoma warunkami: 1) że na wieloosobowy zespół ma się więcej niż jeden komplet sprzętu do wychodzenia, 2) że ten komplet nie utknie w połowie studni. Ponieważ w czasie jednego z wyjazdów członkowie klubu spełnili łącznie oba punkty, więc część ekipy wydostała się na powierzchnię, gdzie padał deszcz, a większość oczekiwała na dole. Pozostający na powierzchni „Rambik” próbował rozpalić ognisko. W deszczu nie było to łatwe, tym bardziej, że nie posiadano suchych zapałek. „Rambik” postanowił więc łączyć drucikiem blaszki baterii płaskiej typu R12 i wytworzoną w ten sposób iskrą wzniecić ogień. Niestety zamoknięta przyroda nie ułatwiała zadania, więc pomysłodawca oderwał kieszenie ze własnego kombinezonu (kombinezon to określenie symboliczne, było to bowiem typowe dla tamtych czasów ubranie robocze). Twierdząc, że „kieszenie są mu zupełnie niepotrzebne” postanowił wykorzystać je jako rozpałkę. Niestety, oderwane fragmenty wilgotnego drelichu współpracowały z iskrą krzesaną z baterii podobnie, jak wcześniej przyroda.

Impreza w pełni.

L – Landrynki

Jeden ze składników diety grotołaza przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Gdy w czasie powrotu z jednej z jurajskich akcji jaskiniowych okazało się, że cukierki zostały obficie oprószone namuliskiem, jeden z grotołazów wymył je w kubku, poczęstował cukierkami pozostałych uczestników wyjazdu, a po odczekaniu aż muł opadnie na dno naczynia, wypił jego zawartość przekonując, że smakuje jak kompot.

M – Miłostki

Problem emocjonalny nieobcy niejednemu młodemu grotołazowi. Pierwszy prezes ulegał im systematycznie, najczęściej bez wzajemności (Patrz – D).

N – Nietoperze

Latające ssaki będące okazją do systematycznego przerażania „Parpisia”. Grotołaz ten potrafił uciec z jaskini na samo hasło „Nietoperze lecą”. Fobia ta mogła być źródłem nieszczęść zarówno dla opanowanego psychozą, jak i towarzyszy jego wypraw. W czasie pokonywania szczeliny w jaskini Piętrowa Szczelina, pozostającemu w środkowym odcinku trawersu „Parpisiowi”, nagle zgasła czołówka, a grotołaz osunął się gwałtownie. Energicznie naprężona poręczówka spowodowała wypchnięcie kilku kamyków, jeden z nich uderzył w cenną, czasowo nieosłoniętą kaskiem, głowę pierwszego prezesa. Uczestnicy zdarzenia byli przekonani, że „Parpiś” uległ wypadkowi. Ten jednak tłumaczył, że nad wszystkim panował. Zobaczywszy bowiem nietoperza postanowił błyskawicznie wyłączyć latarkę (żeby nietoperz go nie spostrzegł) i równie szybko opuścić kilka metrów (żeby nietoperz w niego nie uderzył).

Dzik z rożna, czyli atrakcja wieczoru.

O – Okulary

W pierwszych latach istnienia klubu dowód ponadprzeciętnej inteligencji (synonim do „noszący okulary” to „oczytany”). Obiekt zazdrości osobników uznawanych za mniej błyskotliwych. Jako osoba nosząca wtedy okulary ze szkłami o dziesiętnych częściach dioptrii, pierwszy prezes bywał obiektem złośliwych ataków złych ludzi. W czasie jednej z imprez andrzejkowych organizowanych w Domu Harcerza, „Sznurek” i „Rambik” podstępnie zdjęli mu okulary, a następnie stronę zewnętrzną szkieł okopcili nad świeczką (żeby okulary wyglądały jak modne wtedy fotochromy), a wewnętrzną zalali woskiem. Zrozumiawszy, że żart ten jest taki sobie, postanowili naprawić szkody. Nie mogąc jednak wymyć szkieł, wyciągnęli je z oprawek. Z powodu niewielkiej wady wzroku połączonej z ciemnością pomieszczeń, o tym, że włożone mu na nos okulary nie posiadają szkieł pierwszy prezes zorientował się dopiero po jakimś czasie.

P- Pieczątka prezesa

Atrybut władzy. Pieczątka – przed ćwierćwieczem przedmiot rzadki, potwierdzający powagę instytucji ją posiadającej – służyła do stemplowania usprawiedliwień nieobecności w szkole. Pierwszy prezes przetestował skuteczność działania pieczątki na własnej osobie, wypisując sobie usprawiedliwienie dwutygodniowej nieobecności w klasie maturalnej.

P – Persfazja

Sztuka przekonywania do własnych racji. Dużą posiadał „Bush”, wzmacniał ją niekiedy argumentami własnych mięśni. Przy otworze Studniska „Bush” przygotowywał do zjazdu nowicjusza „Parpisia”. Ponieważ w czasie tego wyjazdu wszyscy jego uczestnicy byli młodymi lub bardzo młodymi adeptami trudnej sztuki grotołażenia, „Bush” wykonał coś, co uznał za prawidłowe wpięcie liny w rolkę zjazdową. Spojrzawszy na przyrząd i linę, pierwszy prezes posiadł głębokie przekonanie, graniczące z pewnością, iż rolka została wpięta nieprawidłowo. Starał się to wyjaśnić „Bushowi”. Ten jednak zacietrzewił się. Im głośniej i gwałtowniej wymieniano opinie o jakości założenia liny, tym bardziej „Parpiś” próbował się wypiąć i opuścić okolice otworu. Uniemożliwiał to „Bush” przytrzymując nowicjusza silnym uściskiem ręki. Ponieważ dyskusja stawała się coraz gwałtowniejsza „Bush” zakończył ją poprzez stwierdzenie: „A mówię ci k…, że tak się da zjechać” i wepchnięcie „Parpisia” do otworu.

Koncert, zabrakło tylko pokazu sztucznych ogni.

R – Remont klubu

Całokształt działań zmierzających do posiadania estetycznych pomieszczeń na wyłączny użytek działaczy HKS, okazja do wykazania się pomysłowością i dowcipem. Pierwszy prezes padł ofiarą jednego z nich. W czasie gdy w stroju roboczym intensywnie zajmował się pracami porządkowymi, „Bush” wsypał warstwę gipsu w jego eleganckie, pozostawione w przedsionku tzw. adidasy. Efekty zostały zauważone dopiero następnego dnia, w sytuacji mocno krępującej dla pierwszego prezesa. Doszło do tego w mieszkaniu jego ówczesnej sympatii (Patrz – M). Odwiedzając ją, przystojny i dobrze wychowany młodzieniec grzecznie zdjął buty, a białe ślady pozostawiane na dywanie w kolejnych pokojach były jak strzały trafiające w środek jego serca. Nie wpłynęły pozytywnie na budowanie solidnych fundamentów tego związku.

S – Spit

Pismo klubowe, przed ćwierćwieczem jeden z zaledwie kilku biuletynów jaskiniowych w Polsce. Miejsce w którym pierwszy prezes zdobywał pierwsze doświadczenia redakcyjno-publicystyczno-felietonistyczne.

Publicystyka, czyli opisywanie klubowych eskapad było elementem, dziś określanym mianem budowania pozytywnego wizerunku. Medium, w którym uskuteczniano ten proceder był gminny miesięcznik „Odgłosy Brzeszcz”. Przynosiło to dobre efekty, gdyż klub pozyskał sponsora, jakim była Rada Miejska. Niestety, ówczesna redakcja „Odgłosów” nie była zespołem profesjonalistów, którzy na wydawaniu gazet zjedli zęby. Więc i publikacje wyglądały różnie. Błyskotliwość pierwszego prezesa podsunęła mu pomysł cyklu teksów dotyczących jaskiń, które odwiedzili klubowicze. Artykuł miał się składać z kilku zdjęć i krótkiego opisu jaskini. Kiedyś, z braku miejsca redakcja zrezygnowała ze zdjęć jaskini Czarnej, umieszczając tylko podpis otoczony grubą, czarną ramką. W gazecie wyglądało to jak nekrolog. Jeden z kolegów wyzłośliwiał się pod adresem autora tekstu sugerując, że ten zamieścił nekrolog jaskini Czarnej.

Kino w plenerze z pokazem filmów z wyjazdów klubowych.

T – Transport

Siły i środki wykorzystywane w celu dotarcia do celu wyprawy. Zwykle był to autobus i pociąg. Czas podróży wykorzystywano z myślą o treningu (wspinaczka, pokonywanie zacisków) oraz budowie klubowych legend. Ich zakres zależał wyłącznie od pomysłowości wkręcających i łatwości ulegania sugestiom przez wkręcanych. Do takich należało przekonanie „Parpisia”, że drzwi toalety w pociągu otwierają się na zewnątrz. Efektem była intensywna próba otwarcia drzwi, przez pechowca, który – przekonany, że koledzy na zewnątrz zablokowali wejście – przez dłuższą chwilę próbował wypchnąć drzwi. W czasie tych prób zniszczeniu uległa osłona kaloryfera, służąca otwierającemu drzwi za punkt podparcia.

Czynności transportowe były również okazją do testu charakterów. Np. uczestnicy wyjazdu testowali odporność psychiczną „Parpisia”, który założył się z pozostałymi, że nie wstanie z siedzenia w ciągu całej podróży. Koledzy w różny sposób, nieskutecznie zachęcali go do opuszczenia miejsca. Zakład wygrał „Rambik” krótkim stwierdzeniem „Ty pier… górniku, spier… do kopalni”. Głęboko urażony, świeży adept sztuki górniczej nie wytrzymał i rzucił się na „Rambika”. Analizując stan „Rambika” po sukcesie, moglibyśmy powiedzieć, że odniósł on pyrrusowe zwycięstwo.

U – Ubranie jaskiniowe

Przed ćwierćwieczem na wyrost zwane „kombinezonem”, składało się zwykle z bawełnianych kalesonów, takowej podkoszulki z długim rękawem, pozyskiwanych z różnych zakładów pracy ubrań roboczych i gumowców. Całości dopełniał kask motocyklowy lub górniczy z obciętym daszkiem. Dla wzmocnienia profesjonalnego wyglądu nakrycia głowy, niezbędne było pokrywanie go różnorakimi naklejkami.

Do miejsca SpeleoBrzozówek prowadzi polna, niezbyt uczęszczana droga. Nieuważni mogą się pogubić, ale tym razem trasę oznaczono samochodami.

W – Wierzchowska Górna

Jaskinia jurajska, w czasie zwiedzania której „Bush” namówił kolegów, aby pozowali do zdjęcia z opuszczonymi elementami ubrania jaskiniowego noszonego od pasa w dół (Patrz – U). Z czasem było to podwójne źródło konsternacji: kolegów, którzy dali się namówić do opuszczenia spodni i pozowania z instrumentarium, które u niektórych nie osiągnęło jeszcze ostatecznych rozmiarów oraz dla rodziny „Zamarłego” (Patrz – Z), której to „Zamarły” przez przypadek, w czasie okolicznościowego spotkania, zaprezentował rzeczone zdjęcie. Gdyby w jaskini sfotografowały się również koleżanki, doszłoby do sytuacji opisanej w p. G.

Y – Yyyy

Typowy odgłos towarzyszący pokonywaniu zacisków. Niekiedy zastępowały go słowa powszechnie uznawane za wulgarne. Do takiej sytuacji doszło w niewielkiej jaskini, do której wejście prowadziło przez zacisk. „Parpiś” mający awersję do latających ssaków (Patrz – N), z trudem go pokonał. Drogę powrotną przebył jednak błyskawicznie, dodając sobie energii wiązanką słów niecenzuralnych. Powodem był dowcip „Sznurka” i „Rambika”. Do metalowego pudełka włożyli kilka kamyków. Potrząsając opakowaniem ogłosili, że w środku są, przed chwilą złapane, nietoperze.

Podobno SpeleoBrzozówki to największa impreza turystyczna w gminie Niegowa.

Z – „Zamarły”

Przed ćwierćwieczem synonim pechowca. Jeśli w czasie noclegu w skalnym schronisku w Górach Sokolich myszy przegryzły jeden z kilkunastu plecaków ciasno ustawionych pod ścianą, to w ciemno można było obstawiać, że jest to plecak „Zamarłego”. Miał poważne uczulenie na ryby, puchł gdy tylko wyczuł zapach stworzeń morskich. Więc klubowicze zachowywali szczególną ostrożność, żeby narzędzi którymi otwierano konserwy rybne, nie otwierać mielonki „Zamarłego”. Konsekwencje tego mogły być bowiem poważne. Legenda klubowa głosi, że raz „Zamarły” postanowił spożyć zawartość puszki z konserwą rybną. Uczestnicy tego eksperymentu zamarli, potraktowali to bowiem jako próbę samobójczą. Akurat było to zdarzenie pozostające w sprzeczności z opisem pod literą A. Najprawdopodobniej odpowiednia dawka alkoholu zneutralizowała śmiercionośny jad szprotek w oleju.