11 lipca mija kolejna rocznica Specjalnej Operacji Bojowej „Koppe” przeprowadzonej przez żołnierzy batalionu „Parasol”. Opis tej operacji bez trudu można znaleźć w internecie. Nie będę więc tego przypominał. Myśląc o akcji „Koppe” przypomina mi się fragment książki „Task Force-50. Operacja Sledgehammer”.


Przypomnę fragment książki„Task Force-50. Operacja Sledgehammer”, bo w nietypowy sposób pokazuje więzi między pokoleniami specjalsów:

„- Nasi weterani – podobnie jak my w Iraku – kombinowali, żeby zwiększyć bezpieczeństwo. My w czasie pierwszych zmian, na własną rękę opracowaliśmy system dopancerzenia pojazdów honker. Oni przed akcją przeciwko SS-Obergruppenführerowi Wilhelmowi Koppemu, dowódcy SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie, drzwi szoferki oraz całą skrzynię ładunkową wzmocnili kilkumilimetrową blachą pancerną. W ten sposób konspiratorzy zabezpieczyli się przed niemieckim ostrzałem – przekonuje specjals.

– W Warszawie poznaliśmy Wojciecha Świątkowskiego „Korczaka”. Uczestniczył w tej nieudanej, tragicznie zakończonej akcji na Koppego – opowiada „Wróbel”.

Tę operację „Parasolarze” przeprowadzili na obcym terenie, w Krakowie, który był stolicą Generalnego Gubernatorstwa.

– Koppe nawet jeżdżąc po bezpiecznym mieście nie rozstawał się z ochroną. Często zmieniał trasy przejazdu między mieszkaniem na Wawelu a miejscem, w którym urzędował. Dla zdezorientowania obserwatorów, kierowca często zmieniał tablice rejestracyjne limuzyny – wylicza „Dudzik”.

Operacja skończyła się porażką i śmiercią pięciu żołnierzy „Parasola” w potyczce, do jakiej doszło w czasie ewakuacji.

– Teraz jest taka maniera, żeby chwalić się sukcesami, a niepowodzenia ukrywać i szybko o nich zapominać. Tymczasem nasi patroni uczą, że trzeba też mówić i pamiętać o porażkach. One są wpisane w żołnierski los – podkreśla „Wróbel”.

Przypomina „Kamienie na szaniec”: „Ale na wojnie – jak na wojnie! Żadne wojsko nie idzie od zwycięstwa do zwycięstwa. Umiejętność znoszenia niepowodzeń jest wielką i ważną umiejętnością. Oczywiście, jeśli towarzyszy jej zdolność i chęć wyciągania nauki z porażek.”

Jeden z żołnierzy z zespołu przeżył ciekawą przygodę w czasie kursu sił specjalnych w Stanach Zjednoczonych. Żołnierze z kilkunastu krajów świata mieli zaprezentować dziedziczone tradycje. Amerykanie opowiadali w II wojnie światowej i Wietnamie. Komandosi z różnych krajów mówili o historii. Ale prawdziwy szacunek zdobył Polak, kiedy omówił operację specjalną „Kutschera”. Żołnierze najbardziej elitarnych jednostek specjalnych wiedzą – zdecydowanie lepiej, niż cywile – jak trudne były zadania ludzi z „Parasola”.

Tutaj znajdziecie więcej wojskowych zdjęć Piotra Bławickiego.