4 marca 2003 r., w Macedonii zginęli sierż. Paweł Legencki oraz sierż. Piotr Mikułowski z 1 Pułku Specjalnego Komandosów (obecnie Jednostki Wojskowej Komandosów) z Lublińca. Byli to pierwsi od zakończenia II wojny światowej żołnierze polskiej jednostki specjalnej, którzy polegli w czasie operacji bojowej. Polski Kontyngent Wojskowy w Macedonii – statystycznie licząc – był najkrwawszą misją wojskową po 1945 r.


Od września 2001 r., przez rok, 24 żołnierzy z Lublińca tworzyło Polski Kontyngent Wojskowy w Macedonii. Działali na terenach, na których toczyły się walki między Albańczykami a Macedończykami. Mieli odpowiadać m.in. za ochronę obserwatorów międzynarodowych oraz VIP-ów, być w gotowości do odbijania zakładników, skrytego patrolowania terenu, wyznaczania oraz zabezpieczania lądowisk dla śmigłowców. Współpracowali z żołnierzami z Niemiec, Holandii, Francji oraz Grecji. Na miejscu odpowiadali za strefę w okolicach miejscowości: Kumanovo i Lipkovo. Tę pierwszą miejscowość zamieszkiwali Macedończycy, drugą Albańczycy. Między nimi znajdował się pas ziemi niczyjej.

1

Paweł Legencki i Piotr Mikułowski w Macedonii. Między żołnierzami stoi macedońska tłumaczka, która została ciężko ranna w czasie eksplozji.

W czasie drugiej zmiany kontyngentu, 4 marca 2003 r. doszło do tragedii. Czterech żołnierzy wraz z miejscową tłumaczką jechało na rutynowy patrol po znanej okolicy. Zbliżał się wieczór. Tego dnia już drugi raz pokonywali tę trasę. Korzystali z niezbyt uczęszczanej, ale dosyć solidnej drogi w okolicach Kumanova. Zgodnie z zasadą „walki o serca i umysły”, poproszeni o przysługę wzięli „na stopa” macedońskie małżeństwo. Ich Honker wjechał na dwie, ułożone na sobie miny przeciwpancerne. Taki sposób zakładania ładunków wybuchowych był często stosowany do przygotowywania pułapek na drogach. Zdecydowanie utrudnia rozminowanie i wzmacnia efekt eksplozji.

3

Mina wybuchła pod tylnym lewym kołem Honkera, w efekcie eksplozji samochód przeleciał kilkanaście metrów i uderzył prawym bokiem o ziemię.

– Po wybuchu na moment straciłem świadomość. Oszołomiony wyszedłem z samochodu przez wyrwany dach. Odruchowo spojrzałem na zegarek, była 17.20 – opowiada dowódca patrolu kapitan Jacek Ś. (a w Macedonii jeszcze porucznik), który siedział na przednim siedzeniu, obok prowadzącego samochód „Jogiego”. Obaj nie odnieśli żadnych obrażeń.
Mina wybuchła pod tylnym lewym kołem, samochód przeleciał kilkanaście metrów i uderzył o ziemię prawym bokiem. – Było ciemno, przyświecając latarkami szukaliśmy tych, którzy siedzieli z tyłu. Nie było to proste, bo wybuch wyrzucił ich na kilkadziesiąt metrów. Paweł i Piotr leżeli nieprzytomni. Mimo olbrzymich obrażeń dwójka Macedończyków miała świadomość. „Jogi” udzielił im pomocy i zajął się ranną tłumaczką, przygniecioną przez wrak samochodu – wspomina kpt. Ś. Do zamachu doszło pół kilometra od wioski Sopot.

4

Na zdjęciach widać ogrom zniszczenia.

– Zgodnie z zasadami najpierw uruchomiłem wojskowe procedury ewakuacji medycznej. Kiedy na miejscu pojawili się miejscowi, przy ich pomocy wezwałem lokalne pogotowie. Dwie karetki pogotowia przyjechały po 20 minutach – kontynuuje kapitan. Sanitarki były ubogo wyposażone, ale ich załogi cechowały się dużą odwagą. Na drogach często podkłada się po kilka min. Kierowcy musieli mieć świadomość tego zagrożenia, ale sprawnie zabrali rannych: najpierw dwóch Polaków, a następnie dwoje rodaków.
– Tłumaczkę odwieziono na końcu. Była przez cały czas przytomna, „Jogi” się nią opiekował – podkreśla Jacek Ś. Wojskowy konwój z ratownikami dotarł na miejsce tragedii dopiero po trzech godzinach. Przyjechała potężna kolumna z sanitarkami i saperami. – Hiszpański generał, który też się tam znalazł poinformował mnie, że straciłem dwóch żołnierzy – wspomina oficer. Plutonowi (pośmiertnie awansowani do stopni sierżantów) Paweł Legencki i Piotr Mikułowski zmarli kilkadziesiąt minut po eksplozji… – Obaj przyszli do nas w 1998 r. do służby zasadniczej. To byli sympatyczni faceci, bardzo się starali, zostali w jednostce – opowiadają w Lublińcu.

5

Mimo tak olbrzymich zniszczeń dwóch żołnierzy wyszło z tego zdarzenia bez szwanku.

O sile eksplozji świadczył potężny krater powstały po wybuchu. W Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie badano siły działające na kierowców czołgów, pod którymi eksplodowały miny przeciwpancerne. Wybuch takiego ładunku powoduje olbrzymie przeciążenia i przyspieszenia. Takie, jakby samochód jadący z prędkością 80 km na godz. uderzył w mur. Jeszcze większe są siły oddziałujące na lekkie pojazdy, takie jak Honkery…
– Wspólnie z „Jogim” ściągnięto nas na kilkanaście dni do kraju. Potem wróciliśmy do Macedonii. Byłem wtedy pięć lat po szkole oficerskiej. Miałem świadomość olbrzymiego szczęścia, ale nawet przez chwilę nie myślałem o odejściu do cywila – kończy kapitan Jacek Ś., który po kilku latach wyjechał na misje do Iraku, potem dwa razy do Afganistanu. „Jogi” nadal służył w Lublińcu, awansował, był na misjach w Iraku i Afganistanie.
Śledztwo prowadzone przez macedońską policję wykazało, że za zamachem stoi grupa Albańczyków. Dwóch z nich sąd w Kumanovie skazał na dziesięć lat więzienia.

Biorąc pod uwagę liczbę poległych do ogólnej liczby uczestników misji, to – statystycznie licząc – był to najkrwawszy Polski Kontyngent Wojskowy.

7

Ten fragment felgi znajduje się w Izbie Tradycji jednostki w Lublińcu. Mina wybuchła pod tylnym lewym kołem Honkera.

8

Uroczystość pożegnania poległych na lotnisku w Skopje.

9

Ostatnia droga do kraju…

11

Budowa obelisku na miejscu tragedii.

13

Tablica na obelisku postawionym na miejscu zdarzenia.

15

Uroczystość w Kwaterze Głównej misji FOX w Macedonii. Odsłonięto tam obelisk poświęcony poległym komandosom, a dwóm ulicom nadano ich imiona.

16

Bliscy poległych żołnierzy. Uroczystość w Kwaterze Głównej misji FOX w Macedonii.

Opis pochodzi z książki LUBLINIEC.PL Cicho i skutecznie. Tajemnice najstarszej jednostki specjalnej WP”. Zdjęcia otrzymałem od przyjaciół poległych żołnierzy.