-
Dawno nie zdarzył mi się wpis wywołujący tak duże zainteresowanie czytelników. Co ciekawe, wśród wielu komentarzy zdecydowanie dominowały pozytywne. Nie brakło jednak obaw, np. specjalsów, którzy zastanawiali się czy będą mogli ćwiczyć w ubraniach cywilnych? Dostałem też wiadomość od pułkownika zirytowanego internetowymi komentarzami.
-
30 lis '15
Brzmi to jak słaby żart. Niestety nim nie jest. Minister Obrony Narodowej musi przypominać oczywiste oczywistości. „Wszyscy żołnierze zawodowi są zobowiązani do noszenia umundurowania podczas wykonywania zadań służbowych”. Takie wytyczne Antoniego Macierewicza obowiązują od 24 listopada. W ten sposób szef MON wskrzesił martwy, choć obowiązujący od lat przepis, wynikający z ustawy o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych. Poprzednio decyzję w tej sprawie wydał minister obrony Aleksander Szczygło, ale jej respektowania zaniechano, gdy resortem kierował Bogdan Klich.
-
Film „Karbala” skojarzył mi się amerykańską serią „The Delta Force” o najdzielniejszych z dzielnych, czyli komandosach z tytułowego oddziału. Pierwszy film nakręcono w kilka lat po tragicznej operacji Delty pod Teheranem. Podobno powstał ku pokrzepieniu amerykańskich serc. Oglądając filmy akcji opinia publiczna szybciej mogła strawić porażkę w Iranie. (…) To nic, że seria była totalną fikcją, nakręconą z absolutnym brakiem szacunku dla działań specjalnych. Ważne, że milionom widzów nazwa oddziału trwale zapadła w pamięć.
Felieton ukazał się w numerze 11/2015 miesięcznika „Polska Zbrojna”.
-
„Niedawno w Wojskowym Biurze Badań Społecznych powstała analiza o tym, jak sami żołnierze postrzegają funkcjonowanie Narodowych Sił Rezerwowych. Nad wynikami powinien pochylić się każdy, kto zabiera głos na temat rezerw osobowych. (…) Raport to ponura lektura dla osób tworzących i od kilku lat reformujących Narodowe Siły Rezerwowe. Tym bardziej przygnębiająca, że pochodząca z wnętrza armii. Oczywiście było to do przewidzenia. Tak musiały skończyć się działania polegające w dużej mierze na ładnym opakowywaniu produktu wątpliwej jakości.”
-
„Spójrzmy na stronę 18 Batalionu Powietrznodesantowego w Bielsku-Białej. Głównym elementem grafiki nagłówkowej strony internetowej jest słynne zdjęcie Petera Andrewsa, które przedstawia… płetwonurków z GROM-u. Poniżej fotografii gromowców umieszczono orła wojsk specjalnych (z charakterystyczną czarną pęltą). Pionowy napis potwierdza, że mamy do czynienia z jednostką niezwyczajną: „Wojsko Polskie – Wojska Specjalne”. O ile mnie jednak pamięć nie myli, 18 Batalion to od zawsze jednostka wojsk lądowych. Albo więc komuś w Bielsku-Białej Poprzestawiały się formacje, albo nie wie, pod jakim orłem służy. Ciekawe też, że od kilku miesięcy nikogo to nie kłuje w oczy.”
-
Sytuację mamy dosyć kuriozalną. Często ukrywanie wizerunków specjalsów jest dosyć trudne. Szczególnie od czasu, gdy wprowadzono multicamy. Być może dobrze maskują one w lesie, ale na pewno nie wśród innych żołnierzy. Od tego momentu komandosa rozpoznajemy na kilometr – po nietypowym mundurze. Nie wspominam już o bardziej wyrafinowanych możliwościach dekonspiracji. (…)
Może jednak jest tak, że decydenci nie widzą potrzeby maskowania specjalsów? Przecież w wojskowych służbach specjalnych (szczególnie tej, mającej w akronimie podwójne „W”) bardzo skutecznie rozwiązano ten problem. Żołnierze przechodzący tam dosyć skutecznie gubią za sobą ślady. -
To WDW ma kapitalną lokalizację, wyremontowane wnętrza, potencjał. Ale czegoś tam brakuje. Znajomy generał, znający się na zarządzaniu (wiem, dla wielu czytelników zestawienie „generał” i „zarządzanie” brzmi niewiarygodnie), stwierdził, że może jest to oferta wynikająca z modelu biznesowego skierowanego do ludzi, którzy w latach młodości urlopy spędzali w WDW. Jeżdżą tam z nostalgii. Dobrze znana atmosfera daje im poczucie bezpieczeństwa, a schludne wnętrza – komfortu. Być może. Ale właśnie dlatego klienci przyzwyczajeni do oferty „sektora cywilnego” mogą przyjechać tam dwa razy: pierwszy i ostatni. Nie wszystkim odpowiada pobyt w muzeum inspirowanym filmami Barei.
-
Co jest trudniejsze, wymaga większych pieniędzy i dłuższego czasu: przygotowanie operatorów do przeprowadzenia skomplikowanych działań specjalnych czy sztabowców planujących takie działania i potrafiących współdziałać z odpowiednikami z państw NATO? Internetowy wielbiciel Wojsk Specjalnych postawi na operatorów. No bo co tam sztaby – głównie przeszkadzają żołnierzom. Jeśli takie przekonanie ma nastolatek zafascynowany specjalsami – to jeszcze można znieść. Gorzej, że opinia publiczna (a niekiedy i decydenci) nie rozumieją roli sztabów i całego tego – przyznajmy: nie najmniejszego – zaplecza pracującego na sukcesy komandosów.
-
Czy można sprowadzić sobie na głowę problemy wyłącznie z powodu własnych błędów? A potem pogłębiać kryzys serią bezsensownych działań? Oczywiście. Omawiałem to na przykładzie ministerstwa, dużego koncernu oraz władz samorządowych: powiatowych i gminnych. Taki wykład wygłosiłem w czasie XII edycji konferencji „Zarządzanie kryzysowe – komunikacja i kooperacja służb”, w maju 2015 r. w Warszawie.
-
Z zażenowaniem odnotowałem, że ktoś postanowił sprawdzić, ilu Polaków deklaruje chęć oddania życia za ojczyznę. Wystarczyło kilka pytań zadanych grupie badanej i już media ogłosiły, jaki odsetek ludzi gotowy jest do najwyższych wyrzeczeń dla dobra wspólnego. Niezbyt interesowały mnie wyniki. Traktuję je tak poważnie, jak odpowiedzi na pytanie „czy gdybyś wygrał miliard w Lotto, to połowę oddałbyś Jarosławowi Rybakowi”. Mam świadomość, że nawet jeśli sto procent zapytanych zadeklarowałoby chęć podzielenia się ze mną miliardem, to nadal jednak powinienem te zapewnienia traktować z pewnym dystansem Tak więc z niedowierzaniem słuchałem i czytałem analizy – poważnych wydawać by się mogło – ludzi rozprawiających o tym, czy wyniki powinny nas zadowalać, czy też nie? Co z nich wynika? Dlaczego wyniki są takie, a nie inne?